|
|
Autor |
Wiadomość |
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:16, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
jak znajde to Ci wysle. ale chyba dopiero gdzies za tydzien sie wezme za szukanie jak juz bede miec przerwe swiateczna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:21, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
*ściana* podobno nie masz co robić
nie no, tak serio, to mam nadzieję, że znajdziesz, ostatnio się właśnie zastanawiałam, do kogo by tu napisać w tej sprawie, ale nie sądziłam, że ktoś jeszcze to będzie miał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:26, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
ej no bo wiesz ile tych plyt jest? xDD
jak mam cos szukac, co mi jest potrzebne to mnie kurwica i czarna rozpacz biora. xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:28, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
znam to tyle, że ja prócz płyt mam jeszcze dyski na 3 komputerach do przejrzenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:31, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
nie tylko ty <lol2>
ja mam w sumie na 4.
plus pen dirve'y
-_-
ja to chyba jednak zaczelam wierzyc ze predzej se faceta znajde niz przejrze to wszystko lol
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:47, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
eee to na pendrivach mam tylko filmy (za każdym razem jak jeżdżę do matki to przywożę coś nowego na noce filmowo-alkoholowe ) i jakieś pierdoły z uczelni.
kurde jak tak dalej pójdzie to zaraz temat założę źle już ze mną.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:57, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
haha dajesz xDD
aaaaa kuzwa stracilam glos.
nie mam co czytac :[
(pomijam ksiazki do nauki o panstwie, mikroekonomii i historii xD)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 2:11, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
weź mi nie mów o książkach, bo ja powinnam prace semestralne pisać, a nawet nie wiem o czym
dobra, to daję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
^Amelle^
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łomża :)
|
Wysłany: Wto 21:09, 23 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Ej... to już koniec?
Jak tak to szkoda... ;(
A jak nie to dawaj dalej, bo nudzi mi się!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pon 21:26, 29 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
uła zaniedbałam was
Cicha muzyka, jeszcze cichsze głosy, milczące jęknięcia rozkoszy. Cały mój. Cały siłą swojego ciała, każdym pocałunkiem i ruchem. Tylko we mnie, żeby dać mi rozkosz, żeby zapomnieć o całym świecie, myśląc tylko o nim. Splecione palce, bo trzeba dojść tam razem. Błyszczące oczy, gdzie miłość bije się z pożądaniem a wygrywa zawsze on. Gdy już dojdziesz musisz być jeszcze bliżej niego. Tulisz się czując jego ciepło i jęcząc mu do ucha coraz ciszej z rozkoszy, którą on ci zapewnił.
- Maleńka? – szepnął przed tym całując moje czoło.
- Mhm? – nie stać mnie na nic więcej.
- Chyba jesteśmy głodni… - stwierdził dotykając mojego ramienia.
- Zaraz wstanę i zrobię jakiś obiad.
Mocniej się w niego wtuliłam, bo tak naprawdę mogłabym żywić się jego miłością.
- Pomogę ci… - leżał chwilę po czym znowu przejechał dłonią po moim ramieniu. – Jestem naprawdę głodny….
- Pierre, jak ty marudzisz…
Podniosłam się trochę okrywając kołdrą. Przeciągając znowu poczułam jego usta na moich plecach.
- Nie marudzę. Jestem człowiekiem, a ten obiekt jest czasami głodny.
- Nie jesteś człowiekiem, jesteś misiem.
Nawet chwili dla siebie, żeby się przytulić, żeby poczuć znowu swoje ciepło. Bieg po domu w poszukiwaniu tej bluzki, albo jego spodni. Tak to jest, gdy z pewnych powodów wstaje się zbyt późno. Wywracanie się o swoje walizki i łyk herbaty w najmniej oczekiwanym momencie i jeszcze gruntowne sprzątnie domu, lecz Mel jeszcze poprawi. Telefony do znajomych, że nie mają co mnie szukać. Jadę robić karierę. Wrócę, gdy będę chciała.
Biegłam na górę zapakować jeszcze prostownice do włosów, gdy Pierre mnie złapał za kostki i wywrócił na kanapę. Położył się na mnie tym samym przygważdżając mnie do niej. Włożył swoje ciepłe łapki pod moją koszulkę i dotknął mój brzuch. Uśmiechnął się i pocałował delikatnie.
- Puść mnie, bo jak nie wezmę prostownicy to ciebie obciążę kosztem przyjazdu tutaj.
- Nie lepiej kupić sobie nową?
- Jestem do niej przywiązana.
- Nie mogę uwierzyć. – przejechał nosem po mojej szyi w bardzo pieszczotliwy sposób. – Może byśmy sobie zjedli jakąś miłą kolacje w domu. Musimy korzystać z okazji. Puścimy sobie jakąś piękną muzykę i będziemy się delektować swoją obecnością.
- Która godzina?
- Dochodzi 20.
- Więc pozwól mi wstać, spakuję się do końca.
Obrażony chłopak wstał puszczając mnie i już skierował kroki do kuchni, gdy przytuliłam się do jego pleców.
- Ty jedź, kup cos gotowego i kup wino i parę świec.
Nie wiem czy napadł Supermana czy sam jest taki szybki, ale pół godziny później wynosił mnie z pokoju na kolację.
- Daj mi jeszcze 5 minut! Zrobię to do końca i do ciebie przyjdę! – krzyczałam mu w ucho, gdy ten właśnie przechodził ze mną na ramieniu przez próg.
Złapałam kurczowo drzwi.
- Maleńka puść te cholerne drzwi, bo ci ręce odgryzę.
- Daj mi jeszcze 5 minut! Pierre proszę cię…
- Nie masz ani grama czasu dla mnie.
Pociągnął mnie mocniej i drzwi mi się wyślizgnęły z rąk. Złapałam koniec jego koszulki i ciągnęłam ją w górę.
- Zdejmę to z ciebie, jeśli zaraz mnie nie puścisz.
- Ciągnij ile chcesz.
Po schodach trochę źle się szło, ale gdy mnie usadowił na krześle od razu wyciągnął taśmę i zaczął obwijać ja wokół mnie.
- Ty jesteś wariatem… Dzwonię po lekarza… PUŚĆ MNIE!
Uśmiechał się diabelnie dalej przyklejając mnie do krzesła, później moja nogi do nóg krzesła. Przysunął mnie do stołu i sam usiadł naprzeciwko.
- Smacznego kochanie. – uśmiechnął się biorąc nóż i widelec.
- Zrobię ci krzywdę, gdy tylko się uwolnię.
- Dlatego zostaniesz przywiązana do tego krzesła dopóki nie wylądujesz w Berlinie. Otwórz paszczkę. – nakierował na moje usta widelec z kawałkiem jakiegoś mięska na nim.
Wyobraźnia mi podsunęła to, co Pierre może mi zrobić jak nie otworze ust więc od razu je otworzyłam na szerokość gryzącego rekina ludojada. Karmił mnie pół godziny, po czym podstawił mi pod usta kieliszek wina ze słomką.
- Bardzo romantyczna ta słomka, Bouvier. Jesteś jakimś psychicznym zwyrodnialcem.
- Psychopata, tak?
Nic nie powiedziałam tylko zaczęłam pić słomką wino i wpatrywać się w te jego zbyt żywe oczy. Gdy nie patrzył na mnie, naciągnęłam w rurkę wina i przytkałam językiem, żeby nie wyleciało. Nakierowałam na chłopaka i dmuchnęłam z całej siły oblewając mu twarz.
- Mój chłopak to psychopata, więc dlaczego ja mogę nie być świrem?
Gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy pomyślałam, że wyleje butelkę wina na mnie. Wstał i bardzo powoli się zbliżał, po czym odsunął krzesło.
- Misiu, nie zrobisz mi krzywdy, prawda? – gdy nie przytaknął zaczęłam się bronić. – Posądzą cię o zabójstwo z premedytacją! Pierre przecież mnie kochasz! Powiedziałeś, że mnie kochasz…
Przytkał mi usta swoimi, wpijając się w nie jakby chciał pokazać, że i tak już zwyciężył.
Potem pieścił, kusił, znowu denerwował. Uśmiechał się, rozbierał najpierw mnie potem siebie i…był kiedy to nadeszło znowu.
Gdybyś był... ---
________________________________________
- Ale będziesz za mną tęsknił? – zapytałam go łapiąc za dłonie.
- Umrę bez ciebie.
- Na to ci nie pozwalam.
- Pogadaj z tamtymi twoimi szefami czy czasami będziesz mogła się wyrwać na dzień lub dwa.
- Kiedy na przykład?
- Na walentynki najpierw.
- To początek mojej roboty.
- To walentynki bystrzaku, dzień zakochanych, nasze święto i chce je spędzić z tobą.
Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta, a ten jeszcze mocniej objął moją talię.
- Potem na moje urodziny. – stwierdził. – Jak będziemy mieć koncert w Berlinie musimy się spotkać, w ogóle to na niego przyjdziesz…
- Jak Emily będzie miała poród.
- Nie wiem czy moim marzeniem jest zobaczyć jak kobieta ostatkiem sił będzie… O Jezu na samą myśl mi dreszcze przechodzą.
- A jak będzie się rodzić nasze dziecko? – zapytałam wyrzutem.
- Wtedy będę z tobą w pierwszych 20 sekundach porodu, potem zemdleje. – uśmiechał się jak mały urwis.
- I nie będziesz mnie wspierał?
- Potem jak już będzie po, to czemu nie.
Pocałowałam go z uśmiechem w usta.
- Musze jeszcze iść kupić jakieś picie.
- Tylko wracaj szybko.
Wyrwałam się mu z objęć i ruszyłam wolnym krokiem w poszukiwaniu małego sklepiku, gdzieś na lotnisku stanowym. Przeróżne wycieczki, starsi ludzie, młode pary i całe rodziny. Oni wszyscy czekali na samolot śmiejąc się lub czasami pokrzykując cicho.
Weszłam do kiosku, gdzie kupiłam masę gazet do czytania, batoniki do gryzienia i picie do popijania, bo nie lubię jedzenia w pierwszej klasie, a do innej Dan nam nie pozwolił wchodzić, pewnie za namową Pierre’a. Faceci to konfidenci. Włożyłam wszystko do torby, którą po prostu musiałam trzymać ze sobą i gdy wychodziłam stanęłam twarzą w twarz z Pete’em.
- Cześć. – jęknęłam chowając ręce do kieszeni czarnych spodni.
- Cześć. Możemy chwilę pogadać?
- Jeśli Pierre nie zauważy. – uśmiechnęłam się lekko do niego, a on odwzajemnił.
Stanęliśmy gdzieś z boku przy wejściu do łazienek i patrząc sobie w oczy przestaliśmy nawet udawać, ze mamy o czym rozmawiać.
- Przepraszam, ze tak wyszło.
- Przestań. W tym jest więcej mojej winy niż twojej. To ja się na ciebie rzuciłam, a chyba byś mnie nie strzelił i nie kazał odejść.
- Na pewno bym cię nie uderzył.
- Więc, nie wiem czy w ogóle powinniśmy zaczynać jakąkolwiek rozmowę. Po prostu musimy o tym zapomnieć.
- Wszystko jest porządku między tobą a Pierre’em?
- Tak. Tylko troszkę się boję o ciebie na tej trasie. – przekręciłam oczyma i się lekko uśmiechnęłam. – Niby Billy powiedział, ze będzie usiłował was bronić nawzajem, ale wiesz…
- Będę próbował nie napatoczyć mu się na szlak.
- A jak co to dzwoń do mnie, ja go ochrzanię jak spotkam.
- Jesteś cudowna.
- Dzięki ci bardzo. Mogę cię przytulić?
- Lepiej podajmy sobie rękę. – stwierdził z przestraszoną, ale lekko uśmiechniętą miną.
Podałam mu rękę, a potem szybko pocałowałam go w policzek i żegnając się z nim poszłam do mojego chłopaka, a torba niemiłosiernie obijała mi się o uda.
Gdy była już pora na mój samolot rozbeczałam się jak małe dziecko schodząc z kolan Pierre’a. Nikt nie wiedział, o co chodzi, a ja dalej beczałam twierdząc, ze go kocham i chcę jechać razem z nim.
- Pierre! Jedź ze mną! Przecież możesz jechać, kiedy indziej na tą cholerną trasę!
- Nie, nie mogę. – stwierdził z uśmiechem.
- Jesteś pieprzonym samcem bez serca! – walnęłam go w rękę. – Daj mi jeszcze chusteczkę…
Zamiast dać mi chusteczkę przytulił mnie mocno do siebie głaszcząc po włosach.
- Odprowadzisz mnie? – zapytałam szeptem.
- Oczywiście maleńka, tylko pożegnaj się z kolegami.
Pożegnałam się z każdym z osobna, z nadzieją, ze niedługo się spotkamy, lecz gdy doszłam do mojej przyjaciółki nie chciałam jej puścić. Ona też mi się rozpłakała na ramieniu, aż Chuck musiał ją odnieść ode mnie i posadzić sobie na kolanach, bo się wyrywała.
- Baby są okropne. – stwierdził Pierre obejmując mnie w pasie i prowadząc do mojej bramki.
- Bardzo cię kocham. – stwierdziłam, gdy mijaliśmy wszystkich innych ludzi.
- Też cię kocham.
Powtarzaliśmy sobie te dwa słowa dopóki drzwi między nami się nie zamknęły. Nie wiem kto
I'm not okey...
________________________________________
Niepewnie chodząc po płycie lotniska, którą wcale nie znasz, w państwie, w którym jesteś po raz pierwszy w życiu i mieście, które słynie z młodocianych narkomanach. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zero komitetów powitalnych, zero ludzi, którzy mnie poszukują. Już chciałam wrócić do samolotu i pod groźbą samobójstwa kazać pilotowi wracać do Nowego Jorku, gdy ktoś do mnie podszedł.
- Cześć, jesteś Anette Lethal?
Zagadała do mnie niska i ruda dziewczyna z sprężynkami zamiast włosów.
- Tak.
- Petra Kraus. Jestem prawdziwą Niemką mieszkającą właśnie w Berlinie. Aktualnie znajdujesz się na największym berlińskim lotnisku Otto Lilienthal Hegel.
- Od razu wycieczka krajoznawcza? – zapytałam z uśmiechem.
- Trzeba korzystać, bo jak zaczniemy pracę nigdzie indziej niż poza dworzec nie wyjdziemy. Chodź za mną. Przepraszam, pomogę ci.
Złapała dwa bagaże i mimo swojego wzrostu zaczęła je ciągnąć za sobą.
Jechaliśmy ulicami Berlina samochodem Petry, a ja nie mogłam wyjść z podziwu.
- Masz ochotę coś zjeść? W domu nic nie mam i dlatego pytam.
- Chętnie.
- Słuchasz rocka?
- Można tak powiedzieć.
- Więc pojedziemy do Hard Rock Cafe.
Petra oczywiście wszystko zamawiała, bo ja, mimo iż uczyłam się tego jakże egzotycznego języka nic nie potrafiłam powiedzieć. Spokój był dopóki Petra nie zaczęła słyszeć szeptów.
- Uwaga, tłumaczę. Ta dziewczyna, co tam siedzi to laska Pierre’a. Następna dziewczyna mówi. Co ta suka tu robi? – spojrzała na mnie pytając. – Ja tylko tłumaczę, ale możesz mi powiedzieć, o co im chodzi.
- Jestem dziewczyną Pierre’a Bouvier, wokalisty Simple Plan.
- Poczekaj, moja siostra tego słucha… czy oni czasami niedługo nie mają koncertu w Berlinie?
- Mają.
- Robisz furorę wśród zazdrosnych fanek. – puściła do mnie .
- Nie tylko tu. – stwierdziłam popijając colę ze szklanki.
- Może pogadamy na temat pracy.
- Czas najwyższy.
- Więc tak. Jesteśmy jedynymi kobietami w tym przedsięwzięciu, reszta to faceci, którzy będą nas bronić. Dworzec ZOO jest naprawdę niebezpieczny nawet do dziś, dlatego dokument robimy jako ćpuni.
- Nie rozumiem.
- Mieszamy się w tło zasranego dworca. Będziemy udawać ćpunki i dziwki, a tak naprawdę wyciągać wszelakie informacje. Znasz się trochę na psychologii?
- Moja przyjaciółka chciała iść na psychologię, ale się nie dostała. Czasami ze mną gadała tak trochę naukowo i powinnam umieć.
- To dobrze. Języka się szybko nauczysz, bo w sumie dzieciaki trudno po niemiecku nie mówią. Czasami będziemy spać na dworcu, czasami żyć tylko na kawie i bułce.
- Po prostu wkładamy w to serce i tyle.
- Brawo. Dobra dziewczynka. – Uśmiechnęła się do mnie zawadiacko. – Teraz najgorszy kawałek. Musimy ci albo obciąć, albo przefarbować włosy.
- Dlaczego?
- Ćpuni raczej słuchają muzyki dla buntowników, więc na pewno znają twojego chłopaka i jego zespół. Po prostu nie zmieniając cię trochę, ryzykujemy nawet twoim życiem.
- Wcale mnie nie pocieszyłaś.
- Jaki kolor zawsze chciałaś mieć na głowie? – zapytała z uśmiechem.
- Chcę mieć włosy czarno czerwone.
Siedziałam w domu Petry z nałożoną już czarną farbą na moje długie włosy. Okazało się, że dziewczyna była fryzjerką i mi zrobi nową fryzurkę. Cieszyłam się jak małe dziecko przed gwiazdką, ale nie mogłam na się na siebie napatrzeć, bo Petra odsunęła moje krzesło bardzo daleko od jakiegokolwiek lusterka, po czym przywiązała mnie do krzesła.
- Jak ci zrobię całe włosy, wtedy możesz się obejrzeć.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
- Petra przynieś moją torbę, proszę cię.
- Chłopak?
- Na pewno.
Dostałam torebkę i szybko znalazłam telefon.
- Cześć misiek.
- Tęsknie za tobą. – jęknął mi do słuchawki.
- On beczał! – usłyszałam krzyk Chuck’a.
- Wcale nie byłeś lepszy, jak ci samolot startował. – Pierre mu odkrzyknął.
- Mój wielki misiek płakał?
- Nie to, że wywieźli mi kobietę do Europy to jeszcze ta ze mnie żartuje.
- Nie żartuję Pierre, po prostu to słodkie. W ogóle ty jesteś cały słodki.
- I jak tam za morzem jest?
- Sam jesteś w Japonii i ze mnie żartujesz.
- No powiedz mi.
- Zapoznałam się z Petrą i teraz charakteryzuje mnie. Nie będę ci opowiadać, bo się zaczniesz martwić. Opowiem jak się spotkamy.
- To teraz już w ogóle się nie martwię.
Petra zaczęła coś mi pokazywać na moje włosy i bezgłośnie mówiła „FARBA”.
- Misiu musze kończyć. Napisze do ciebie wolnym czasem, albo zadzwonię. Mocno się kocham.
- Ja ciebie też.
Włożyłam telefon do torby a Petra mnie pociągnęła do łazienki.
Po półtorej godziny świeciłam czarnymi włosami z czerwoną grzywką. Wyglądałam jakieś dobre parę lat młodziej, a Petra się tylko uśmiechała.
- Ten twój chłopak cię zabije.
- Nie wątpię wcale jak ja go chciałam zabić za irokeza, to on mnie ubije za te włosy.
bitch? ---
________________________________________
Życie mnie w ostatnich dniach rzuca po bardzo rożnych zakątkach świata.
Siedzę w środku jakiejś francuskiej kawiarence, gdzie mam zacząć dwu dniowe walentynki 28 lutego. Trochę to wszystko nie tak jak trzeba, ale da wytrzymać. W głośnikach słyszę ciche brzmienie Placebo i czekam na Pierre’a. Chciał żeby te pierwsze nasze walentynki były cudowne i dlatego zaprosił mnie Francji. Dla mnie to dziś był 14 luty i to dziś były wymarzone walentynki. Pod warunkiem, ze mnie Pierre pozna, bo inaczej nici z romantyczności. Dostaliśmy stolik w samym koncie kawiarni z masą świeczek, bo Pierre tak chciał. Zadzwonił do mnie powiedział, że się spóźni. Jasne, ze mogę na niego czekać.
- Przepraszam. Pani Anette Lethal?
Odwróciłam się do jakiegoś przystojnego kelnera i się uśmiechnęłam.
- Tak.
- Bo ten pan co tam stoi twierdzi, że to nie pani i że oddaliśmy innej parze stolik.
- Powiedz temu panu, ze tu siedzi jego dziewczyna.
Uśmiechnął się do mnie i poszedł, a ja zaczęłam się cicho śmiać. Oparłam się łokciami i kant stołu i trzęsłam się ze śmiechu. Usłyszałam chrzęst, szum i dopiero wtedy podniosłam głowę. Siedział naprzeciwko mnie z zdziwieniem wymalowanym w oczach.
- Tylko na mnie nie krzycz. – stwierdziłam śmiejąc się.
- Nic nie powiem, tak będzie lepiej.
- Ale kochasz mnie jeszcze?
- Nie wiem… znaczy się tak. Skołowałaś mnie.
Odsunęłam swoje krzesło i poszłam do niego na kolana, mimo iż wiedziałam, że ludzie patrzą się w naszą stronę. Pogłaskałam go delikatnie po policzku, a potem pocałowałam. Siedzieliśmy patrząc sobie w oczy oparci czołami i zawadzając o siebie nosami, a czasami nawet delikatnie ustami.
- Tęskniłam potwornie.
- Żebyś wiedziała jak bardzo ja tęskniłem.
- Nie bardziej ode mnie.
- A jednak.
Przytuliłam się do niego bardzo mocno i ciągle do ucha szeptałam mu, że go kocham. Taką głupią i wariacką miłością. Do utraty tchu.
Gdy dostaliśmy ciepła kawę usiadłam na swoim miejscy, lecz Pierre po chwili przesunął swoje krzesło jak najbliżej mnie i rozmawialiśmy bardzo długo i bez przerwy, aż do czasu, gdy Pierre stwierdził, że musimy już iść.
Obwiązał moją szyję szalikiem, a ja mu zaciągnęłam kaptur na głowę i potem wyszliśmy mocno trzymając się za rękę. Idąc ulicami Paryża Pierre opowiadał mi o jego fankach, które się na niego rzuciły, bo chciały go pocałować w policzek. Chłopaka zwaliło z nóg, ale dziewczyny dostały to co chciały i dlatego Pierre tak się radośnie uśmiechał.
- A jak następnym razem zachce im się twojej cnoty? – zapytałam go z uśmiechem.
- Powiem, ze już nie jestem prawiczkiem.
- No coś takiego.
- Czyżbyś już nie pamiętała jak się ze mną uprawia seks.
- Chyba nie.
- Jawna prowokacja.
Wtulona w jego ciało, z twarzą schowaną, gdzieś obok jego szyi, żeby czuć ciągle jego zapach. Na dywanie, bo dalej nie wytrzymaliśmy, spragnieni swojej bliskości. Chciało mi się płakać z radości, gdy we mnie wchodził, bo znowu jest tak bardzo mój. Choć na parę chwil, choć na te dwa dni…
- Księżniczko. Obudź się, błagam cię.
Obudzona szeptem, jego, bo kogo innego? Nie otwierając oczy przejechałam nosem po jego szyi.
- Mhm?
- Otwórz te swoje śliczne oczka.
- Po co?
- Zobaczysz coś.
- Spać… - jęknęłam wtulając się w niego.
- Błagam cię kochanie, otwórz oczka.
Mimo mojej niechęci otworzyłam je delikatnie. Zobaczyłam duże okno, przysłonięte białą, cienką zasłonką, lecz zbyt dobrze było widać to, co Pierre chciał mi pokazać. Wschód słońca. Nie wiem, co spowodowało, aż tak piękny wschód. Słońce wyłaniało się z za budynków, uwolnione od zimna, od zła. Wstawało jakby z uśmiechem dla całego świata. Objął mnie jeszcze cieplej niż przed chwilą chowając twarz w moich włosach i oddychając głęboko. Przykryci tylko białą hotelową pościelą na dywanie, bo zakochanym nikt tego nie zabroni.
- Mam ochotę spędzić tu z tobą wieczność i budzić cię codziennie rano.
- Pocałunkiem, twoim oddechem i biciem serca. Twojego cennego serduszka.
Położyłam dłoń na jego sercu i chwilę chciałam czuć jak powoli i spokojnie bije. Patrzyłam mu przy tym w oczy. W jego widziałam miłość. W tym samym miejscu, gdzie trzymałam dłoń wykreśliłam wskazującym placem serduszko. Delikatnie się uśmiechnął, po czym odsłonił trochę kołdrę i też wykreślił na mojej piersi serduszko. Przykrył szczelnie kołdrą i poklepał. Nosem przesunęłam jego podbródek do góry, żeby się z nim podroczyć. Żeby choć przez chwilę był beztrosko.
- Mam dla ciebie coś.
- Ale ja nie mam nic dla ciebie.
- Kupisz mi cos kiedyś, jak tak bardzo się upierasz.
- A kiedy mi dasz?
- Niecierpliwa panna jesteś.
- Ty słuchaj mnie Bouvier, czy ty chcesz pogadać z facetem, który zabrał mi cnotę? Zabrał cnotę, zabrał serce…
- Odda ci się cały w każdym momencie. Wszystko co ma, wszystko… bez zawahania.
Przysunęłam się do niego i delikatnie zaczęłam całować jego usta, czekając na jakąkolwiek jego inwencję. Oddawał pocałunki, ale tak samo spokojnie i delikatnie jak ja mu dawałam. Zero namiętności. Tylko miłość.
Wyszłam z łazienki uśmiechnięta od ucha do ucha potykając się o dywan. Parsknęłam śmiechem, bo to taka głupota, a cieszy. Cieszy, gdy on jest obok mnie. Siedział na łóżku przekręcając kartki. Usadowiłam się obok niego i spojrzałam na jego dłonie i przedmiot, który trzymał.
- Co to?
- Najprawdopodobniej materiał na nową płytę.
- Miło.
Położył je obok na łóżku i skierował wzrok ku mnie. Przysunął się i delikatnie pocałował.
- Więc jak mówiłem mam dla ciebie prezent.
Podniósł poduszkę, pod którą powinnam spać i wyjął dosyć duże aksamitne pudełko koloru granatowego. Podał mi go kładąc na kolana. Na przedniej klapie był napis „dla mojej Księżniczki”. A jak otworzyłam dostałam zawału.
- Prawdziwe? – zapytałam dusząc się.
- Co prawdziwe?
- Bouvier nie udawaj durnia.
- Tak zwane białe złoto i diamenty.
Diadem. Taki dla księżniczki. Taki piękny. Mój Pierre dał go mi.
- O Boże… - jęknęłam z łzami w oczach. – Jesteś wariatem Pierre.
Wyjęłam go z pudełka, po czym rzuciłam się Pierre’owi na szyję i zaczęłam mocno przytulać. Rozbeczałam mu się w koszulę. Z radości, bo ten prezent pokazał, że jestem warta i ten jego uśmiech i jego szybciej bijące serce. To wszystko tak mi mówiło.
- Załóż. – rozkazał mi pogodnym głosem.
- Nie mogę. Ręce mi się trzęsą. – stwierdziłam dalej płacząc przed nim.
Wyjął go z moich dłoni i po chwili usadowił na mojej głowie. Otarł rękawem swojej bluzki moje policzki i się uśmiechnął.
- Jesteś moja księżniczka.
Złapał moje dłonie i zaczął je całować, po czym spletliśmy nasze palce i wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nie mogłam przestać płakać i się uśmiechać jak głupia. Nie mogłam go przestać kochać.
Gdy poszliśmy na śniadanie, gdy chodziliśmy po Paryżu, gdy on mnie odprowadzał na samolot ciągle na głowie miałam ten diadem. Bałam się, że upadnę i gdzieś się potoczy, ze ktoś mi go ukradnie, ale Pierre pilnował i jego i mnie. Czasami całując, czasami przytulając i ciesząc się do siebie jak głupki. Jeśli to miłość, to zabraniam komukolwiek to niszczyć.
Siedziałam u Petry w domu na kanapie i patrzyłam w telewizor. Byłam potwornie zmęczona, dlatego kochana Petra właśnie robiłam mi kawę w kuchni, a ja siedziałam z nogami w misce. Złapałam poduszkę, bo miałam ochotę się znowu do niego przytulić. Potwornie tęskniłam i już ledwo ciągnęłam. Był początek maja, zgodnie z planami powinniśmy się spotkać niedługo. Plany. Ostatnimi czasy każdy mój plan spalał na panewce, nawet ten żeby wynająć dwóm młodym ćpunkom mieszkanie w Berlinie. Wynajęłam za swoje pieniądze i opłaciłam za rok. Sprzedały je i zaczęły za to ostro grzać. Petra mnie tylko przytuliła i powiedziała, ze tak to jest. Ja tylko chciałam im pomóc. Pomogłam, najprawdopodobniej się zabić. Jestem potwornie zmęczona tym wszystkim, a to dopiero początek 4 miesiąca.
Nagle zadzwonił telefon. Mój, bo kogo innego?
- Petra odbierz i powiedz temu komuś, że śpię.
- Dobra.
Dalej patrzyłam w telewizor na jakiś marny film nadawany po niemiecku. To było okropne. Horror. Petra weszła do salonu z kubkiem kawy. Podała mi go i się uśmiechnęła. Usiadła naprzeciwko.
- Idź się pakuj.
- W jakim celu?
- Twojej bratowej odeszły wody.
- Rzesz o jej! jego mać!
W ciągu czterech godzin zebrałam swoje najważniejsze manatki, przeleciałam dwa tysiące kilometrów i wylądowałam w szpitalu położniczym.
- Emily Lethal. Gdzie leży?
- Na czwartym piętrze.
Pobiegłam na czwarte piętro, mimo iż się potykałam o własny cień.
- Emily Lethal.
- Następne drzwi.
- Zaczęła już rodzić?
- Nie, stwierdziła, ze czeka na kogoś. – stwierdziła z uśmiechem pielęgniarka.
Weszłam do Sali, gdzie Emily leżała na łóżku przykryta czymś zielonym, a obok siedział Mike cały zestresowany.
- Cześć zakochani. – przywitałam ich z uśmiechem.
Dopiero teraz zobaczyłam, że nie daleko stoi doktor i się uśmiecha do Mike’a.
- Dobry wieczór panie doktorze. Wszystko dobrze z Emily?
- Gorzej z panem Lethal. Musze was na chwilę opuścić.
Wyszedł zamykając drzwi. Podeszłam do Emily i złapałam za dłoń.
- Boli Anette.
- Masz skurcze.
- Mam skurcze i boli jak cholera. Nigdy więcej seksu Mike.
- Źle wyglądasz braciszku.
Pierwszy raz w życiu widzę tak zestresowanego mojego brata. Trzymał dłoń Emil, a gdy ona miała kolejny skurcz chłopak prawie płakał.
- Obraz nędzy i rozpaczy Mike. Idź się przejdź po korytarzu i idź może do pielęgniarki po jakieś środki na uspokojenie.
- Będziesz z nią?
- Jasne braciszku.
- Dzwoniłem po Pierre’a.
Uśmiechnęłam się do niego z podziękowaniem, po czym chłopak wyszedł.
Emily cierpiała jeszcze godzinę, po czym stwierdziła, ze już nie wytrzyma i lekarz kazał jej natychmiast rodzić. Więc tak teraz stoję przed salą i czekam, na cud narodzin. Lekarz stwierdził, ze lepiej będzie dla pacjentki jak nikt nie będzie jej przeszkadzał w rodzeniu. Z powodu iż Mike zbytnio się denerwował kazałam mu iść pobiegać. Poszedł biegać głupek jeden.
Poczułam jak koś łapie mnie delikatnie w talii, po czym odsuwa moje włosy i całuje w szyję. Odwróciłam się i bezceremonialnie rzuciłam mu się na szyję. Objął mnie bardzo delikatnie, ale z wielkim uczuciem.
Wybiegł lekarz.
- Potrzebujemy ojca dziecka.
Złapał za rękę Pierre’a Pierre pociągnął do sali. Stanęłam jak wryta i zaczęłam nerwowo mrugać oczyma.
- Doktorze! – krzyknęłam za nim.
Po chwili Pierre wyskoczył za drzwi i się do mnie przytulił.
- Oni chcieli żebym dzieciom zaraz pępowinie przecinał. Gdzie do cholery twój brat?
- Idzie.
Mike szedł nerwowo w stronę sali z kubkiem kawy w trzęsącej się dłoni. Pierre podszedł do Mike’a i go klepnął po ramieniu, po czym zabrał mu kubek z dłoni. Zachowywał się zupełnie jak wykwalifikowany ojciec.
- Chcieli mnie wziąć za ojca twoich dzieci. Idź tam.
- Po co?
- Ojciec musi przeciąć pępowinę.
Czy to jakieś magiczne zaklęcie jest? Dosłownie biegł, a przed chwilą nawet traktorem go by tam nie zaciągnął.
Znowu pół godziny ciszy. Tylko tym razem mogłam milczeć razem z Pierre’em.
- Pierre, jesteś chrzesnym! – krzyknął Mike wybiegając z Sali.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Wto 14:16, 30 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
I to jak nas zaniedbałaś!
Ja chcę więceej! XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Wto 22:46, 30 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Mimo tego, iż ciągnęłam Mike’a z a rękę do stołówki szpitalnej, żeby cokolwiek zjadł po ciężkiej nocy on chciał siedzieć tuż obok śpiącej Emily. Po chwili to Pierre mnie ciągnął za rękę, bo ja chciałam zostać, tylko żeby mój brat coś zjadł. Chłopak pchał mnie w stronę stołówki, a ja się mu opierałam, bo twierdziłam, że Mike zaraz zemdleje z przemęczenia.
- Skarbie, on chce sobie posiedzieć sam na sam ze swoją żoną.
- Ale…
- Siedź cicho.
Posadził mnie na krześle i zamówił kawę dla siebie i herbatę dla mnie.
- Na ile przyjechałaś do domu?
- Nie wiem. Nie zdążyłam się nikogo zapytać. Wiedzą, że twoje urodziny wypadają 5 maja i nawet nie ma opcji, żebym tam była.
- Kochana jesteś. – uśmiechnął się do mnie rozkosznie.
- A próbowałeś kiedykolwiek w to wątpić misiu?
- Kiedyś. Niedawno. Nigdy. – stwierdził patrząc się na moją twarz, która z sekundy na sekundę coraz bardziej stawała się groźna.
- Misiu, daj mi łapkę.
Dał mi swoją dłoń, a ja ją objęłam i przytuliłam do mojego policzka patrząc mu głęboko w oczy. Mimo tego całego harmideru na około nas, ja mogłabym przysiąc, ze słyszę jak bije mu serce. Widziałam jak podnoszą mu się kąciki ust do góry i jak jaśnieją mu oczy.
- Ale obiecujesz, że przefarbujesz te włosy? – wyskoczył znienacka z pytaniem.
- Nie podoba ci się?
- Wolę cię w twoich włosach.
- Dlaczego?
- Bo wtedy… jesteś o wiele piękniejsza.
Spuściłam głowę rumieniąc się lekko i obiecując sobie w myślach, że jak tylko wrócę na stałe do domu pójdę do fryzjera.
- Może pójdziemy do rodziców, rodziców potem pojedziemy do domu?
- To idziemy.
Pierre zapłacił za nasze napoje i w tym samym momencie poprosiłam go o to, żeby kupił herbatę dla Mike’a. Szłam przez korytarz prowadzona za rękę przez Pierre’a omijając szalonych lekarzy i walnięte pielęgniarki. Gdy weszłam do Sali Emily zobaczyłam, ze nastąpiła pora karmienia małych brzydali.
- Ciocia, chcesz jednego na ręce? – zapytała się Emily, gdy tylko mnie ujrzała.
- Boje się trochę… Oni są za mali, żeby ich dotykać, a poza tym jestem obca.
- Siostra przestań.
Wstał do mnie i zbliżał się z małym zawiniątkiem, więc nie mając innego wyboru dałam Pierre’owi kawę w dłonie i sama wzięłam małego brzdąca.
- To jest Josh. – stwierdził, gdy ja dotykałam policzka małego berbecia.
- Jestem ciekaw jak będziesz ich rozpoznawał. – zaśmiał się Pierre zaglądając przez moje ramię.
- Masz ten sam problem, bo Josh będzie twoim chrześniakiem.
- Myślałem, że sobie jaja robisz wybiegając z sali.
- A jednak, należy ci się to.
- Ale ja nawet nie jestem w waszej rodzinnie.
- Następny. – zaśmiała się Emily.
I've slept with someone... ---
________________________________________
- Ciepło. - stwierdziłam jadąc samochodem tak bardzo znanymi mi już ulicami.
- Jest ciepło.
- Ambitne.
- No niemożliwe.
- Nie drocz się ze mną.
- A ty ze mną.
Cisza, przerywana tylko muzyką płynącą z głośnika samochodu Pierre'a.
- Musisz mnie nauczyć jeździć samochodem Pierre.
- Moim samochodem??!!
- Ja wiem, ze na ogół to samochód jest najważniejszy dla mężczyzny, ale miałbyś mnie z głowy. Sama bym sobie jeździła tam gdzie bym chciała, nie byłabym uzależniona od ciebie. Albo od obecności biletu w portfelu.
- Nie chcesz żebym cię woził? - zapytał smutnym głosem.
- Masz czasami swoje sprawy.
- Chłopaki przyjadą dosyć późno, więc dziś cię pouczę.
Chłopak skręcił w mniej zaludnioną drogę i jechał w stronę niedalekiego lasu, a ja dopiero teraz stwierdziłam, że chyba jestem zupełnie na to nieprzygotowana.
- Nie ten pedał!
- Przestań na mnie krzyczeć.
- Uważaj.
- Pierre!
- Boże święty!
- Pierdolę to!
Wyłączyłam silnik i wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami. Skierowałam swe kroki do głównej drogi, do której miałam dosyć blisko.
- Skarbie chodź tu. - krzyknął za mną.
- Nie! Pójdę na piechotę do domu.
- Anette. Proszę cię.
- NIE!
Szłam dalej nawet nie zwracając uwagę na to, ze Pierre zaczął na mnie trąbić. Podjechał bliżej mnie, po czym wysiadł i złapał mnie za dłoń.
- Krzyczysz na mnie! Nie lubię jak ktoś na mnie krzyczy. Nie mogę się wtedy skupić i wszystko jest do dupy!
- Poniosło mnie maleńka.
- Nie krzycz na mnie!
Wyrwałam mu rękę i poszłam dalej. Po chwili podbiegł do mnie i stanął naprzeciwko. Zrobił krok do mnie, a ja się od niego odsunęłam, później znowu to samo.
- Przepuść mnie! - krzyknęłam.
- Ty też krzyczysz na mnie.
- Ale ty pierwszy na mnie zacząłeś krzyczeć! Odwdzięczam ci się tylko.
- Przestań krzyczeć.
- Nie przestanę!
Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie zamykając usta swoimi ustami. Na początku mu się opierałam i siłą musiał prześlizgiwać się swoim językiem do moich ust, ale uległam. Rzuciłam mu ręce na szyję i zaczęłam całować go jak szalona. Czułam jak powoli robimy kroki do tyłu, a ja już wkładałam mu dłonie pod t-shirt, znowu spragniona jego ciała. Oparł mnie o maskę samochodu i już po chwili czułam ciepło metalu, które grzało moja plecy. Jego głodne usta na moich, jego gorące dłonie pod moją koszulką. Zsuwałam się w dół, ale zaraz Pierre podniósł moje nogi do góry, a ja jak na zawołanie oplotłam nogami jego biodra. Zapomnieliśmy się. Pochłonięci sobą, bo tak dawno nie czuliśmy swojego dotyku, już zapomnieliśmy jak smakują nasze usta, a jak skóra. Spragnieni siebie.
- Nathanielu!
Ten krzyk nas wyrwał z jakiejkolwiek chwili intymności. Ja od razu wyprostowałam nogi, Pierre wstał ze mnie, a ja zsunęłam się na ziemię. Przed nami stała para starszych ludzi z bardzo oburzonymi minami. Jak na zawołanie pod wzrokiem kobiety zrobiłam się czerwona, a Pierre zaczął kręcić młynka palcami
- Co za młodzież. Idziemy Nathanielu.
Nathanielu odeszli, a ja miałam ochotę zacząć płakać, ale zaczęłam się śmiać. Pierre na mnie spojrzał i stwierdziłam, że wyjątkowo dorodny z niego burak. Wyciągnął do mnie rękę z miną winowajcy i pomógł mi wstać.
- Merci. - szepnęłam do niego otrzepując pupę z kolek i innych różności.
- Francuski.
Złapał mnie za rękę i zaczął całować od palców aż do ramienia.
- Mało ci przypałów Pierre?
- Jestem twój Gomez najcudowniejsza.
- Odbiło się misiu. - stwierdziłam głaszcząc go po policzkach. - Jedziemy do domu, bo ta para zdolna iść na policję i naskarżyć na zboczeńców.
- Ja cię tylko całowałem.
- Ale jak ostro.
- To już nie moja wina.
Uśmiechnął się, po czym klepnął mnie po pupie i poszedł do samochodu na szczęście po stronie kierowcy. Usiadłam po chwili tuż obok niego. Chłopak czytał SMSa z bardzo wielką zaciekłością.
- Kto to? - zapytałam, gdy odłożył telefon.
- David mi napisał, ze dziś wpadają do nas, bo stwierdzili, że taż przyda się im parodniowy odpoczynek. Odpoczynek pojutrze zrobimy małą imprezę na moje urodziny.
Świetnie, a ja nie mam dla niego prezentu. David. On mi pomoże.
Gdy już trzymałam prezent dla Pierre w dłoniach czułam, że chyba mu się spodoba. Znaczy się nowa gitara basowa spodoba się każdemu artyście, ale ona była inna. Była ode mnie, czyli inna niż wszystkie pozostałe. Ale ona ogólnie była inna. David patrzył się tęsknie na nią, ale zagroziłam mu, że jak kupi sobie taką samą to go zabiję i wypiję jego krew, a potem to wszystko uczczę seksem z Pierre’em. W następnej kolejności wygnałam David’a do domu, a zadzwoniłam po Mel w celach edukacyjnych. Siedziałam sobie w małej kawiarence czekając na nie i jedząc sorbet cytrynowy. Obserwowałam ludzi, a oni mnie. Widziałam to, ze jestem coraz bardziej rozpoznawalna, ale, że do tego stopnia? Podeszły do mnie jakieś dwie dziewczyny na oko 17 lat i usiadły naprzeciwko. Zdenerwowałam się troszkę.
– Dziewczyna Pierre’a? – zapytała się mnie jakaś brunetka.
- Tak.
- Więc.. Bo ona ma jutro urodziny i byśmy chciały mu coś kupić, a ty byś mu dała…
- Jasne. – uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie.
Zapłaciłam za sorbet i wstałam razem z dziewczynami.
- Jestem Heather a to moja siostra Izzy.
- A ja jestem Anette.
- Tego faktu nie da rady przeoczyć. – uśmiechnęła się Izzy.
- Naprawdę tak dużo piszą o nas?
- Żebyś wiedziała. Tylko, ze cię fanki cię nie lubią.
- I mam się ich bać? – zapytałam.
- Raczej nie.
Poszłyśmy do Cartoon Planet, gdzie Izzy kupiła Pierre’owi Scooby’ego.
- Nie musicie mu kupować taki drogich rzeczy. Pierre będzie zadowolony z samej kartki. A poza tym będzie od fanek, to będzie dodatkowo szczęśliwy.
- Cicho Anette. – skarciła mnie Heather po czym wyszłyśmy ze sklepu.
Spodobał mi się fakt, iż powiedziała na mnie na ty, ze podeszły do mnie i traktują mnie normalnie, a nie np. rzucają pomidorem, bo jestem dziewczyna Pierre’a Bouvier ich boga seksu.
Heather zamówiła Pierre’owi koszulkę z napisem „I LOVE MY FANS” i musieliśmy na nią poczekać, więc zaprosiłam dziewczyny na lody.
- Wydawałaś się o wiele gorsza. – stwierdziła Izzy.
-Jak to o wiele gorsza?
- Bo jest takie stereotyp, ze dziewczyna twojego idola to suka.
- Aha. – jęknęłam zdziwiona.
Nasza rozmowa przeniosła się na milsze tematy, aż w końcu zobaczyłam jak idzie Mel.
- Teraz poznacie moje dwie przyjaciółki, w sumie to Mel jest prawie jak moja siostra.
- Izzy też jest moja przyjaciółką, ale siostrą.
Dziewczyny, gdy rozpoznały następne laski członków z Simple plan niemało się zdziwiły, ale na szczęście zareagowały jak na mnie. Mel się uśmiechnęła, gdy usłyszała, że fanki Pierre’a kupują mu prezenty na urodziny i sama stwierdziła, że kupi mu słodkie bokserki, co by nasze życie seksualne było bogatsze.
Odebrałyśmy koszulkę i pożegnałyśmy się z fankami zmierzając w stronę sklepu z bielizną.
- Jestem ciekawa po co tam idziemy…
- Pierre’owi należy się prezent.
- W postaci jego dziewczyny w bardzo skąpej bieliźnie. Ale zajebisty prezent skarbie.
- A nie jest?
Uśmiechnęła się dziko, na co ja ją uderzyłam w ramię.
- No co? – zapytał się mnie rozkładając ręce z uśmiechem szatana.
Zakupy z przyjaciółką to coś, czego bardzo długo mi brakowało. Tak jak kiedyś, gdy się dopiero, co poznałyśmy. Jak poznałyśmy się przez przypadek, przez e-maile. Jak przyjechałam później do Nowego Jorku na studia, a ona już na mnie czekała z uśmiechem na ustach i łzami w oczach. Bez ostrzeżenia przytuliłam się do niej.
- Dlaczego? – zapytała dotykając delikatnie moich pleców.
- Za to, że jesteś Mel.
- Dla ciebie zawsze byłam.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie, po czym Mel złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę sklepu.
Wybrałam 4 zestawów bielizny i weszłam do przymierzalni, aby znaleźć tą odpowiednią. Jedna czerwona jak wino, druga turkusowa jak morze, trzecia biała jak bielizna anioła a czwarta niebieska z białymi wstawkami przy staniku i majteczkach. Była śliczna i postanowiłam, i postanowiłam to ją wezmę. Wyszłam uśmiechnięta z przymierzalni i stwierdziłam, że Mel nie ma. Stwierdziłam, ze zapłacę za swój komplet i usiądę, aby na nią poczekać, bo może z nudów, gdzieś poszła.
Tak, poszła, ale do przymierzalni. Wyszła uśmiechnięta dzierżąc w ręku ten turkusowy stanik z turkusowymi majtkami.
- Dla Chuck’a? – zapytałam złośliwie.
- Spadaj. – odpowiedziała z poważną miną.
- Mel, czy ja nie wiem o czymś?
- Nikt nie wie.
- Jak to nikt nie wie?
- Nie jestem już Chuck’iem. Rozstaliśmy się
- Przecież wy ledwo, co ze sobą byliście!
- I to był nasz błąd. Przelotna miłość. Jesteśmy teraz przyjaciółmi. Chuck znalazł dziewczynę dla siebie i mówi, ze jest szczęśliwy, a ja jestem szczęśliwa jego szczęściem i swoim.
- Mów wolniej, bo już się pogubiłam.
Usiadłam na kanapie tuż przy przymierzalni i próbowałam to ogarnąć. Jeszcze w grudniu Mel i Chuck, byli w sobie na zabój zakochani, a teraz mi Mel mówi, że są przyjaciółmi.
- Więc zapytam się tak. Dla kogo ta bielizna?
- Dla Pete’a.
- O o jej!… - jęknęłam.
- Co się stało?
- Ten sam co ja go znam?
- Tak.
- Całowałam się z nim! – krzyknęłam wystraszona.
- Powiedział mi. – stwierdziła.
- Więc… jesteście razem tak?
- Nie jesteśmy parą.
- Albo jestem głupia i nic nie rozumiem, albo ty nie mówisz jasno.
- To się nazywa romans siostrzyczko.
- Seks?
- Tak. – odpowiedziała najszczerszej jak tylko mogła.
Oddychałam przez chwilę głęboko i stwierdziłam, iż to bardzo dziwne. To wszystko jest dziwne, ale Mel jest w dobrych rękach, mimo iż to tylko seks.
- Pete jest dobrym facetem. – powiedziałam czując się bardziej doświadczona w te klocki.
- Jest dobrym facetem, przyjacielem i kochankiem.
- To ostatnie sobie daruj. – powiedziałam już tym razem z uśmiechem. – Na temat łóżkowy pogadamy kiedy indziej.
- Chodź już do domu.
Zapłaciła za komplet i wyszłyśmy.
it's all.... ---
________________________________________
Zmęczona całym dniem i zasłyszanymi informacjami postanowiłam zrobić sobie kąpiel. Nic nie mówiąc Pierre’owi, który był zafascynowany jakimś programem przyrodniczym poszłam do łazienki. Nalałam sobie płynu do kąpieli i później cieplutką wodę, co razem stworzyło mnóstwo piany o zapachu lawendy. Zdjęłam z siebie wszystko pospiesznie i prawie wskoczyłam do wanny. Ciepła woda i mój mózg stworzyły swego rodzaju konstrukcję myślą pod tytułem: musze porozmawiać z Pete’em Petem tym wszystkim. Jestem odpowiedzialna za Mel i muszę z nim pogadać na temat antykoncepcji i połamanych serc. Bo jak zrobi cokolwiek Mel to własnymi rękoma obedrę ze skóry a resztę wrzucę do kwasu solnego.
- Jestem wspaniała. – stwierdziłam uśmiechając się do siebie i zanurzając głowę w wodzie.
Gdy wypłynęłam zauważyłam uśmiechniętą twarz Pierre’a.
- Nikt w to nigdy nie próbował wątpić maleńka.
Podał mi kieliszek napełniony winem czerwonym.
- Przyszedłeś mnie uwieść?
- Najpierw porozmawiamy. – stwierdził patrząc się na moja wystająca z wody dłoń.
- Dlaczego to taka wspaniała jesteś?
- Czyli chcesz wiedzieć o czym myślałam?
Kiwnął głową, po czym napił się łyka ze swojego kieliszka.
- Mel nie jest już z Chuck’iem. Aktualnie ma romans z basistą Fall Out Boy, a Chuck wcale nie jest bardziej pokrzywdzony, bo ma nową dziewczynę. – powiedziałam patrząc się na jego usta.
- Miło.
- Tylko tyle?
- Znając Chuck’a to i tak długo.
- A wiesz, że jakby Mel była w nim zakochana to bym go zabiła? Baj, baj perkusisto.
- Jesteś potworem.
- Ale to ty byś miał problem z znalezieniem nowego perkusisty, bo ja pewnie w tym samym czasie byłabym skazywana na krzesło elektryczne.
- Naprawdę miła perspektywa kochanie.
- Takie życie misiu.
Uśmiechnęłam się na niego i jednym zwinnym ruchem chlusnęłam cala zawartość kieliszka na jego koszulkę. Całe szczęście czarną.
- Wariatka! – krzyknął po czym wstał.
- Wybacz skarbie, to było niechcący.
Stanęłam naprzeciwko niego i pociągnęłam koszulkę do góry.
- To się później upierze. – stwierdziłam z uśmiechem.
- Wyglądasz bardzo apetycznie.
- To mnie sobie weź. – stwierdziłam rozpinając pasek od jego spodni.
- Będziesz błagała o litość.
Zdjął spodnie a ja zaczęłam się znowu cieszyć.
- Twoje niedoczekanie.
Po chwili nie miał bokserek i już stał obok mnie. A wtedy…
Błagałam go o litość bardzo długo. Gdy moje ciało było już wyczulone na najmniejsze pociągnięcie palcem, ale Pierre dalej robił ze mną, co chciał. Nie powiem, że mi się to nie podobało… Było miło…
Na drugi dzień z samego rana wstałam, żeby dogodzić Pierre’owi w każdym aspekcie jego urodzin. Poruszałam się bardzo cicho po pokoju i po całym domu, żeby się tylko nie obudził. Gdy miałam już jego ukochaną kawę i serduszko z piernika poszłam na górę. Po cichu wkroczyłam do sypialni stwierdzając, że dalej śpi wtulony w poduszkę. Postawiłam jego śniadanie na stoliku i poszłam go bardzo delikatnie obudzić, ale i bardzo namiętnie.
- Obudź się Pierre. – szepnęłam zniżając się do niego.
Gdy jednak nie zareagował zaczęłam się do niego dobierać. Weszłam pod kołdrę od jego nóg i bardzo powoli całując każdą część ciała wspinałam się na górę, a gdy doszłam do ust wpiłam się w nie bez najmniejszego ostrzeżenia. Tylko, ze Pierre już nie spał. Rozkoszował się moim dotykiem.
- Cześć misiu. – szepnęłam patrząc mu rozkosznie w oczy.
- Hej kochanie.
Usiadłam na nim splatając nasze palce.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Usiadł za pomocą moich rąk i objął w talii. Pocałował w usta tak delikatnie, że aż chciało się sprawdzić czy to prawda, po czym przytulił się do mnie.
- Mam dla ciebie kawę i serduszko moje. – oznajmiłam wstając z niego.
Przyniosłam mu kawę i włożyłam w dłonie. Usiadłam obok niego patrząc na jego długie palce.
- A to jest moje serduszko.
- Zjemy je na pół.
- A później skonsumujemy nasz związek. – odpowiedziałam zadziornie.
- A później… - zaczął.
- Umyjemy cię, a potem pozwolę ci się ubrać.
- A potem…
- A potem misiu to będzie tak późno, ze będziesz miał gości.
- Ale potem będziemy się kochać do upadłego. Ciągle i ciągle… I znowu będziesz mnie błagała o litość.
- Czyżby cię to podniecało, że masz nade mną władze?
- Lubię jak szepczesz wtedy moje imię. To mnie podnieca i twoje nagie ciało i twój zapach i jeszcze wiele różnych rzeczy.
- Więc zobaczymy czy to cię podnieci… - powiedzialm z uśmiech wyrywając mu kubek z dłoni.
________________________________________
Kazał mi na siebie wciągnąć spódnicę, krótką w kratkę, bo jakże inaczej. Kazał umalować usta na czerwono i włożyć na siebie czarną bokserkę z sercem na przedzie. Szepnął jeszcze do ucha, ze zabierze mi ją i wstawi tam swoje imię. Patrzył jak malowałam oczy na czarno, jak wciągałam na stopy podkolanówki i wciągam na siebie trampki. Czarne, bo on też takie założył. Wyciągnęłam też krawat, czerwony o niezwykłej historii. Od Mel. Pochwalił mi się, ze nasz basen jest już czysty. Że zatrudnił parę osób i nasz ogród wygląda jak z bajki. I ze niedługo przyjadą goście. I ze wszystko gotowe. Kazałam mu założyć czarne spodnie, które sama przed pięcioma minutami skracałam. Podałam mu koszulkę, którą dostał od Heather. Usiadł na chwilę na łóżku i wtedy stwierdziłam, że czas najwyższy dać mu mój prezent, lecz najpierw wyciągnęłam prezent od Izzy. Uśmiechnął się jak szalony, bo lubi Scooby’ego. W sumie Simple Plan i Scooby Doo są już spółką.
- Zamknij oczy. – szepnęłam.
Posłusznie zrobił to co mu kazałam a sama poszłam do szafy, gdzie znajdowała się gitara. Stanęłam naprzeciwko niego opierając gitarę o stopy.
- Już możesz otworzyć.
Spojrzał na mnie z uśmiechem. Klęknął przede mną zabierając z dłoni gitarę. Usiadł po turecku i zaczął gładzić nowe strony. Oglądał ją z każdej strony, dotykał. Poczułam nutkę zazdrości, więc usiadłam tuż z nim. Czerwonymi paznokciami między jego ręką a ciałem dotknęłam struny.
- Nauczysz mnie kiedyś grać?
- Na pewno… - szepnął.
Położył gitarę i złapał moją dłoń, po czym położył ją na swoim sercu.
- Czujesz?
- Mhm..
- Bije dla ciebie.
Pocałował go delikatnie w szyję zostawiając na niej czerwony ślad po szmince. Zadzwonił dzwonek do drzwi. On wstał i poszedł. Nie zdążyłam wytrzeć, będzie draka.
Stałam tuż obok Ange, która obejmowała David’a. Pierre gdzieś znikł, ciągle z krwawym śladem na szyi.
- Gdzie masz swojego Amorita? – spytał ucieszony Dave.
- Jak przyjdzie to się go zapytasz.
Goście się schodzili. Niby mała impreza, tylko w gronie przyjaciół. To dziwne, ze mamy ich tak wielu. Spojrzałam i na horyzoncie pojawiły się dwie sylwetki. Mel i Pete. Szli uśmiechnięci i objęci. Dziwne jest to co poczułam. Podeszła do nas.
- Ty nie z Chuck’iem? – zapytał Dave.
Po minie Ange było widać, ze już wie.
- Chuck obiecał, ze będzie tłumaczyć. – uśmiechnęła się do niego. – Gdzie jest Pierre, bo mamy dla niego prezent.
MAMY.
- Gdzieś poszedł i jeszcze nie wrócił.
Patrzyłam się przez moment na Pete’a, choć już wiedziałam, że to facet przyjaciółki. Nie rusz, bo nie twoje. Złapałam się na tym… znowu.
Po chwili przyszedł Chuck z wysoką blondynką. Trzymali się za ręce i szli prosto na mnie. Nie pełnie tu obowiązków pani domu!
- Cześć mała. – Chuck przywitał się ze mną, po czym spojrzał na Mel. – Witaj. – powiedział z uśmiechem. – To jest moja dziewczyna, Lachelle.
Jako pierwsza podałam jej rękę z uśmiechem zwiastującym sympatię. Tak grałam rolę cholernej pani domu. I wreszcie na scenę wkroczył Pierre. objął w talii i spojrzał na wszystkich plączących się po ogródku. Zawiesił wzrok na Mel, po czym ostrożnie spojrzał na jej towarzysza. Podał mu rękę. Przywitał się z każdym z osobna, a Chuck’a i jego pannę zostawił sobie na koniec. David zniknął, Ange za nim. Zostały trzy pary, które mają ze sobą dużo wspólnego.
- Anette mi powiedziała, ze się rozstaliście.
- Nie da się ukryć. – odpowiedział Chuck.
- Jesteśmy teraz przyjaciółmi. – stwierdziła Mel.
A ja? A ja się ciągle patrzyłam na Pete’a. Żeby było śmieszniej on na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Jakoś szybko się pozbieraliście.
- Misiek. – skarciłam go.
- Dobra milczę jak grób. – uśmiechnął się niewyraźnie.
- Masz cos na szyi. – stwierdziła Lachelle spoglądając na mojego chłopaka.
Już wyciągała rękę, zęby zetrzeć, a mi się w tym samym momencie przypomniało, ze to ta cholerna szminka.
- To nic takiego. – stwierdziłam nerwowo się uśmiechając i przysłaniając dłonią czerwony ślad.
Wszyscy się roześmieli ja złapałam buraka. To przecież Pierre powinien się za to wstydzić!
Rozmowy zeszły na inny tor, a ja zaciekawiona co Pierre robił, gdy go nie było zbliżyłam się do jego ucha.
- Gdzie byłeś?
- Poszedłem po prezerwatywy. – stwierdził z uśmiechem. – W końcu mi obiecałaś…
- Obiecałam miśku.
I znowu zostawiłam mu czerwony ślad na szyi.
I know it's hurt... ---
________________________________________
- Anette… - Mel szarpała mnie za rękę, gdy ja usiłowałam dostać się do kieliszka z szampanem.
- Czego? - zapytałam odwracając się.
Jest czego. Pierre stał razem z jego dwoma braćmi. Johnatan'em i Jay'em. Jay był sam u boku Johnatan'a stała śliczna niska dziewczyna z czarnymi włosami i białą jak porcelana cerą, różowymi ustami. Można było jej pozazdrościć tej urody. W jednym momencie zobaczyłam wzrok Pierre'a zawieszony na mnie i jego gest wołający go do nich.
- Mel wrzuć mnie do wody.
- o jej! cię misia.
- Mel, zrób coś!
Pierre dalej wołał mnie a ja stałam jak skamielina. Kochana przyjaciółka ułatwiła mi pierwszy krok popychając mnie z złośliwym szeptem.
- Pierre się skapnie.
Więc uczyniłam następne kroki ku nim z uczuciem, że nadchodzi mój koniec. Przybrałam na usta uśmiech i stanęłam obok mojego chłopaka.
- Cześć. - szepnęłam cicho po czym powtórzyłam głośniej i bardziej zdecydowanie.
- Widzę Pierre, ze dalej jesteś z Anette. - zauważył Jay.
Parszywy dupek.
- Kochamy się w końcu. Prawda kotku?
Przytulił mnie w talii i dał słodkiego buziaka w głowę. Aczkolwiek miałam go ochotę kopnąć za to, że mnie przytrzymuje tutaj. Wyżyję się na nim w nocy… A więc na potwierdzenie jego słów uśmiechnęłam się w stronę wroga mego.
- Skarbie to jest Alex.
Wyciągnęłam do niej dłoń witając się z nią.
- Ustaliliśmy z braćmi, ze jutro zrobimy u nas obiad dla rodziny. I tak moi rodzice mieli przyjechać do mnie i tak, więc jutro Jay ich weźmie i przyjadą.
Super kochanie. Mój były, przyszli teściowie, brat chłopaka i jego dziewczyna. Po prostu super.
Kiwnęłam głową i się delikatnie uśmiechnęłam
- Chyba Ange mnie woła. - stwierdziłam z rosnącym paraliżem i uciekłam od nich.
Szłam oddychając głęboko, bo wprost nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Stanęłam tuż obok Pete'a i rzuciłam się na kieliszek z szampanem. Wypiłam jeden i sięgnęłam po drugi.
- Ej spokojnie maleńka. - wyrwał mi go z dłoni.
Nawet nie zauważając go wyciągnęłam rękę po następny. Stanął naprzeciwko mnie tarasując drogę do stołu.
- No bardzo śmieszne. Odejdź.
- Co ci jest? - zapytał z zatroskaną miną.
- Napuszczę na ciebie Mel.
- No dawaj.
- Och Boże… co za facet… - warknęłam.
Odwróciłam się od niego się i zaczęłam udawać, ze w ogóle go tam nie ma.
- Co mi jest? - zapytałam cicho. - Widzisz Pierre'a?
- Widzę. - dobiegł mnie jego głos.
- Obok niego stoją jego bracia. Jeden z nich był moim chłopakiem.
- Słucham?
- To nie słuchaj. - syknęłam do niego wściekła już na maksa. - Daj mi kieliszek.
- Nie dostaniesz.
- Kopnę cię zaraz w twojego małego i przestaniesz uprawiać seks z moją przyjaciółką.
- Tu cię boli?
- Nic mnie nie boli. - odwarknęłam. - Dobrze wiesz, ze jakbym chciała wylądowałabym wtedy z tobą w łóżku.
- Ale masz już faceta. - łyknął sobie szampana, który należał do mnie.
- Przeginasz Pete.
- Szkoda, ze nie spotkałem cię wcześniej niż Pierre. Jesteś cudowna.
Bardzo dyskretnie objął mnie w talii i pocałował w policzek.
- Wszyscy faceci są okropni. - stwierdziłam odwracając się i patrząc czy Pierre nie przyłapał nas na tym małym geście przyjaźni. - Słuchaj mnie kolego. Nie radzę ci skrzywdzić Mel, bo cię skrzywdzę. I będzie cię bardzo boleć. Mam nadzieję także, ze mamusia i tatuś uświadomili cię na temat środków antykoncepcyjnych i mam nadzieję, ze wiesz jak robić, żeby nie zrobić, bo ci nie daruję jak jej zrobisz dziecko i uciekniesz. Znajdę cię i pozwolę Pierre'owi na bardzo powolne tortury. Więc mój chrześniak będzie półsierotą.
- Skąd wiesz czy to nie jest tylko przelotny romans?
- Bo czuję to po Mel. I ty w sumie jesteś dziwniejszy.
Uśmiechnął się zadziornie i podał mi kieliszek. Wiedziałam, że mam rację.
Podbiegła do mnie Ange i Mel. Znaczy się Mel to głównie do Pete'a.
- Ta cala Lachelle Chuck'a to równa babka. Zaraz przyjdzie tutaj z Seb'em i zrobimy rozróbę.
- Jaką rozróbę?
Kątem oka uchwyciłam pocałunek dogłębny Mel i Pete'a. Podeszła do mnie Mel i zaczęła szeptać mi coś na ucho. Uśmiechnęłam się szeroko i czekałam na przejście Seb'a. Lachelle niosła tort, a Seb szedł obok uśmiechnięty od ucha do ucha. Ange na chwilę znikła i stałam tuż obok Mel.
- Pierre chodź tu! - krzyknął Seb.
Uśmiechnięty chłopak kroczył do nas, a tuż za nim bracia. Zeszli się wszyscy. Pierre stanął obok mnie obejmując delikatnie.
- Więc dziś mój odwieczny kumpel ma 27 urodziny. Jest stary i ma zmarszczki, ale dalej jest zajebisty w tym co robi. Dalej jest tym samy Pierre'em co kiedyś i dalej…
Już nie słyszałam co mówi Seb, bo to jego Mańka była odwrócenie uwagi. Podeszłam do Lachelle, a ona dała mi duży kawałek tortu uśmiechając się wrednie. Podeszłam spokojnie znowu w teren, gdzie wszystko się skupiało.
- … na końcu chciałem powiedzieć…
- Wszystkiego najlepszego miśku! - krzyknęłam do niego i rozpłaszczyłam tort na jego twarzy.
Stał jak obłąkany miś i tort spadał mu z twarzy. Cisza na Sali i nikt się nie odzywa, a ja czekałam na jego reakcję. Bez najmniejszego ostrzeżenia Pierre wyciągnął rękę z tortem, tylko, ze ja zdążyłam zrobić unik i całe moje piersi były w cieście. Roześmiałam się na cały głos i wszyscy po mnie. To co zaczęło się dziać po chwili nie da się opisać. Wszyscy rzucili się na Lachelle z tortem, żeby tylko dostać kawałek i zrobić komuś prezent w postaci maseczki z tortu. Ange doniosła amunicji. Rozpętała się wojna. Połowa ludzi już była w basenie, a ja stałam objęta z Pierre'em całując się namiętnie i brudząc przy tym wszystko, co miałam na sobie.
- Zakochana para do wody. - usłyszałam głos Lachelle po czym popchnęła mnie i jego do basenu.
Przetopieni ale szczęśliwi.
________________________________________
- Nie masz co okupywać tak pod tymi drzwiami, bo i tak ci się nie dam!
Zabarykadowałam się w łazience, gdy Pierre przyniósł mnie do sypialni, abym mogła mu dać obiecaną rzecz.
- Obiecałaś mi!
- Dobrze ci zrobi chwilowa abstynencja.
- Właśnie, ze nie! Przetrzymywanie materiałów genetycznych może mi zaszkodzić.
- To nie wiesz co w takim przypadku chłopcy robią?
- Nie odzywam się do ciebie! – krzyknął po czym usłyszałam jak trzaska drzwiami.
Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju obawiając się, ze stoi tuż obok. Ale nie. Jego nie było, więc wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Czekając na niego zaczęłam czytać książkę.
Wszedł udając, że mnie nie widzi i skierował swoje kroki do łazienki. Szedł z uśmiechem, nucąc sobie coś pod nosem. Wróciłam do lektury udając, ze go w ogóle nie było. Lecz, gdy wyszedł z łazienki jego obecności już nie da rady było pominąć. Był nie to, ze nagi to jeszcze trochę mokry, a ja poczułam coś w brzuchu, a potem zrobiło mi się bardzo ciepło. Zanim przeszedł na drugą stronę lóżka ja już zdążyłam spojrzeć na każdy kawałek jego ciała. Położył się tuż obok mnie przykrywając się tylko do pasa.
- Zgasisz światło? – zapytał obrażonym ale wesołym głosem.
Udałam, ze go w ogóle nie słyszę, słyszę tym bardziej nie widzę. On jak na złość mojemu biednemu spragnionemu ciału wstał i poszedł zgasić światło. I znowu patrzyłam się na niego i moje serce szybciej biło i on znowu szedł z takim wrednym uśmieszkiem.
- Długo będziesz jeszcze czytać? – zapytał, gdy już się położył obok mnie.
Nic nie odpowiedziałam ciągle skupiając się na literkach, żeby tylko nie widział jak bardzo jestem rozpalona.
- Pomogę ci odpowiedzieć kochanie.
Przechylił się przeze mnie gasząc światło i drażniąc moje zmysły.
- Pierre kochaj się ze mną! – prawie krzyknęłam, gdy on się położył. – Błagam cię. Nie torturuj mnie już, bo umrę z pożądania.
- Nie mam ochoty na seks. – stwierdził.
- Proszę cię misiu przeleć mnie…
To było okropne, żebym ja Anette Lethal błagała mojego faceta o to, żeby mnie przeleciał.
- To może jutro.
Zaczęłam rzucać się po łóżku rozwalając całą kołdrę i kopiąc co popadnie.
- Leż, bo cię przywiążę.
- Przestań tak mówić, bo mam jakieś pieprzone fantazje. – warknęłam do niego. - Kochaj się ze mną…
- Jutro owszem, dziś jestem zmęczony.
I znowu zaczęłam się rzucać po łóżku jak wariatka. Gdy on już na mnie nie reagował uspokoiłam się na chwilkę i zaczęłam się zastanawiać jak go sprowokować. Złapałam go za ramiona i po prostu wpiłam się w jego wargi, później dalej go całując złapałam z tyłu za włosy. Ciężko dysząc powiedziałam mu prosto w twarz.
- Jak mnie zaraz nie przelecisz to zwariuję.
Poczułam jego uśmiech i ręce gdzieś w okolicach bioder, żeby tylko zdjąć mi majtki. A dalej to już poszło.
Bardzo delikatnie włożyłam swoją dłoń w jego. Miał jeszcze zamknięte oczy, a słońce było już wysoko. Każdym razem, gdy wstaję obok niego rozczulam się do tego stopnia, ze mam ochotę go przytulić, lecz kiedy to uczynię już nie będzie taki spokojny. Pierre to diabeł z duszą anioła. Pogłaskałam go wskazującym palcem po wnętrzu dłoni i patrzyłam na jego twarz. Nie zareagował, więc zrobiłam to jeszcze raz i potem jeszcze i jeszcze, aż się obudzi.
- To łaskocze cholernie, ale jest bardzo przyjemne. – stwierdził nie otwierając oczu.
No i teraz powstał klops. Chciałam coś powiedzieć, ale moje gardło przeszył nieznośny ból. Zanim zdążyłam jakkolwiek poinformować o tym Pierre’a zrobiło mi się cholernie zimno i przykryłam się szczelnie kołdrą.
- Co ci maleńka? – zapytał takim słodkim, troskliwym głosem odgarniając kosmyki z mojej twarzy.
Złapałam jego twarz i położyłam sobie na czole.
- To twoja kara. – stwierdził. – Jakbyś wczoraj jak normalny człowiek poszła się przebrać w suche rzeczy to by nic nie było. Aczkolwiek panna Anette siedziała w basenie z koleżankami dobrą godzinę a potem podniecała facetów swoimi sterczącymi z zimna sutkami i bardzo mocno przylegającą spódniczką do tych seksownych ud.
- Nienawidzę cię cholero! – chciałam krzyknąć, ale ledwo co wyjąkałam.
- Podniecasz mnie z taką chrypką w glosie.
- Ja prawie w ogóle nie mówię.
- Ale to takie seksowne.
Złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie zdzierając ze mnie kołdrę.
- Gdybym nie miał dziś tyle do roboty znowu bym cię przeleciał.
- O o jej!!
- Przeklinaj dalej to ci Bozia całkowicie język odbierze, a jest pożyteczny... – uśmiechnął się tajemniczo.
- Twoi rodzice...
- Tak przyjeżdżają dziś.
- Miałam ci pomóc.
- Poproszę chłopaków to przyprowadzą dziewczyny i coś ugotują a my wszystko sprzątniemy. Ty w tym czasie będziesz leżała i się kurowała, żeby olśnić moich rodziców twoim wrodzonym pięknem. Czasami przybiegnę do ciebie trochę cię rozgrzać.
- Dasz sobie radę? – zapytałam go kładąc dłoń na jego policzku.
- Małym dzieckiem nie jestem skarbie.
- Ja bym się sprzeczała z tym.
Jeszcze chwilę, taką krotką, tylko naszą całowaliśmy się namiętnie. Kazałam Pierre’owi się ode mnie odsunąć, bo się zarazi, ale on nie dał mi spokoju aż do momentu, gdy zabrakło mu powietrza po raz dziesiąty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Czw 16:03, 01 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Wow, dużo tego było XD
ale i tak wczoraj wszystko przeczytałam XD
i chcę więcej ;]
jak coś możesz mi przesłać na maila, chyba, że ktoś jeszcze chce to czytać ; )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zzzz...iębice ;) Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 21:55, 02 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Lachelle ^^ Czuję, że jakaś zdrada się szykuję ;D
Dawaj dalej!!!!! Chamie ty jeden! Że się tak nad ludźmi znęcasz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
^Amelle^
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łomża :)
|
Wysłany: Sob 19:41, 03 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Ej no! Co tylko tobie ma to przesyłać?!
Ja też chce czytać
Dawaj wszystko na forum
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Sob 21:53, 03 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
- Ale ja się boję!
Trzymał mnie za dłonie, a ja w nich chusteczki higieniczne. Patrzył się w oczy próbując dodać otuchy.
-I myślisz, ze te twoje słodkie oczka mi pomogą. Mylisz się.
Zaczęłam skakać i tupać.
- Boje się.
- To są tylko moi rodzice.
- To są AŻ twoi rodzice.
- Maleńka... Wszystko jest przygotowane, ty jesteś jak zwykle piękna...
- I chora. Okicham twojego tatę i nie wiem co zrobię z mamą. A jak ona będzie chciała ze mną rozmawiać to dzwoń po pogotowie.
Odwrócił mnie i delikatnie przytulił całując nagą szyję.
- Zimna...
- Jak się stresuję robię się jak trup.
- Jakbyśmy mieli czas to bym cię rozgrzał.
No i zadzwonił dzwonek do drzwi.
- O przenajświętsza Panienko...
- O Jezu.... tylko nie lamentuj.
- Łatwo ci mówić...
Pociągnął mnie za dłoń i kazał przybrać na usta uśmiech.
- Tak już się uśmiechem.
- Nie mdlej.
- Nie obiecuję.
- Popraw mi kołnierzyk.
- Otwórz już te cholerne drzwi Bouvier.
Z uśmiechem nacisnął klamkę. Koniec ze mną.
- Dzień dobry. – powiedział troszkę grubszy mężczyzna.
Pierre powiedział, ja nie mogłam z siebie wydusić słowa. Złoże na ból gardła. Znienawidzą mnie.
- Dzień dobry. – miły uśmiech do pana Bouvier i odwzajemniony.
Dodało mi to otuchy, nie powiem. Alex spojrzała na mnie jakby chciała powiedzieć „też przez to przechodziłam, nie martw się”. Nie martwię się. Ja się martwię?
- To jest Anette Lethal, moje dziewczyna.
Podali mi rękę, a ja nie zemdlałam. Co za wyczyn! Mogę być z siebie dumna.
Kazałam im usiąść na kanapie, jako pani domu, ale tak naprawdę trzęsły mi się dłonie, bo tak naprawdę nikt nie wie jak bardzo chciałabym być przez nich zaakceptowana.
- Usiądź kochanie. – powiedziała do mnie mama Pierre’a.
POGOTOWIE. Pierre się uśmiechnął do mnie, a ja próbowałam zapamiętać, ze później ma dostać.
Mama Pierre’a jest bardzo miłą kobietą, tata jego jest zabawnym facetem i przez połowę obiadu opowiadał nam kawały. Ja kichałam raz za razem i musiałam prawie ciągle wychodzić.
- Co ci jest dziecko? – zapytała mnie jego mama.
- Przeziębiłam się trochę.
- Chodź do kuchni to zrobię ci bardzo dobrą herbatkę. Alex idziesz z nami?
Poszłyśmy we trzy do kuchni zostawiając facetów samych ze sobą. Uskuteczniałyśmy rozmowy, jak zapewne i oni to robili. A po herbacie mojej „teściowej” od razu mi się cieplej zrobiło.
- Zaakceptowana. – powiedział do mnie Pierre obejmując delikatnie.
- Skąd wiesz?
- Mój tata bardzo dobrze się wyrażał na twój temat. I stwierdził, ze jesteś bardzo ładna, Jay przytaknął.
- Skarbie...
Złapałam go za dłoń i posadziłam na kanapie. Spojrzałam w jego śliczne, roześmiane brązowe oczy trzymając dalej jego ciepłe dłonie.
- Chcę coś ci powiedzieć.
- Twoja mina, nie wróży nic dobrego... – stwierdził.
Gdy nie zaprzeczyłam, musiałam patrzeć jak z jego twarzy znika uśmiech.
- Tylko to jest głupie i nie wiem jak to powiedzieć...
- Po prostu powiedz.
- Byłam z twoim bratem. – spojrzał na mnie pytająco. – Chodziłam z Jay’em.
Zrobił bardzo zdziwioną minę i po chwili jego głowa wylądowała na oparciu. Milczałam. Teraz jest jego kolej.
- Spałaś z nim?
- Dziewictwo straciłam z tobą i jestem tylko twoja.
- Kochałaś go?
Skinęłam głową, lecz on tego nie widział. Spuściłam głowę przytakując.
- Czy ja się wpierdoliłem w wasz związek?
- Nie myśl tak nawet.
- No, na to wygląda.
- Nie. Byłam z nim dawno temu i to już nie jest prawda.
- Więc dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej, tylko dziś?
- Bo nie pamiętałam już o nim. Dopiero wtedy, gdy spotkaliśmy się z nimi przed Gwiazdką przypomniałam sobie o nim. Klęłam się bo jesteście do siebie podobni, a ja głupia nawet tego nie zauważyłam.
- To nic nie zmienia. Wiesz od grudnia, ze Jay jest moim bratem, a ja się dowiaduję dopiero w maju. Zajebiście... – jęknął po czym wstał. – Nie wiedziałem, że miłość mojego życia była z moim bratem.
Odwrócił się i poszedł na górę. Nie mam prawa go zatrzymywać. A nawet, gdyby, to co ja mu powiem? Przepraszam?
Sprzątnęłam wszystko ze stołu, pozmywałam, żeby tylko nie myśleć. Znowu go skrzywdziłam i byłam bliska płaczu, lecz jakoś udało mi się obyć bez łez. Położyłam się na kanapie i czekałam aż sen przyjdzie. Gdy już nie kontaktowałam, bo mój mózg przestał normalnie funkcjonować przyszedł. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Gdy zdejmował ze mnie sukienkę byłam już przebudzona. Chciałam złapać z nim kontakt wzrokowy, lecz i bałam się tego.
- Pierre?
- Cicho misia... Czasami słowa są niepotrzebne.
Po chwili leżałam u jego boku, przytulona i kochana.
Hey Baby :) \
________________________________________
Jeden sygnał, drugi, trzeci...
- Słucham? – usłyszałam jego zmęczony głos.
- Mam dla ciebie misiu dwie wiadomości.
- To ty. – stwierdził z uśmiechem.
- Obudziłam cię?
- Tak. Właśnie jedziemy do Berlina i teraz śpię.
- A kiedy będziecie?
- Jutro rano.
- Będę na twoim koncercie pod warunkiem, że załatwisz jeszcze trzy bilety. Chcę wziąć swoja koleżankę z pracy i ona twoje dwie fanki.
- Jasne maleńka. A druga wiadomość?
- Jutro się dowiesz i mam nadzieję, ze się ucieszysz.
- Też mam taką nadzieję.
- Idź spać misiu.
- Idę właśnie. Pa.
Ja właśnie wracałam z pracy berlińskim metrem. Z słuchawkami na uszach po raz kolejny poznawałam uroki Berlina nocą. Podobało mi się to miasto coraz bardziej. Mogłam mówić sama do siebie i tylko nieliczni wiedzieli o co mi chodzi, bo Niemcy kochają swój język. Czułam się bezpiecznie, mimo iż wiadomo ilu narkomanów tędy codziennie przechodzi. Nie mieszkałam tu długo, ale okazało się, ze czuję się jak część tego miasta. Zanim dotarłam do mieszkania Petry kupiłam sobie paczkę chipsów i colę, żeby spróbować obejrzeć niemiecki MTV. Potem wzięłam słodką kąpiel w truskawce i zasnęłam na kanapie.
Obudzona chrzęszczącym kluczem w zamku, bo Petra wróciła z ostatniej ekspedycji w głąb Dworca ZOO. Bo nasza praca się skończyła, mamy cały reportaż i jeszcze dziś idziemy do szefa zameldować o tym fakcie. Uśmiechnęła się do mnie blado i wiedziałam, ze jedyne, co jej teraz potrzeba to kawa i tosty z dżemem truskawkowym. Gdy ona poszła się kąpać ja szybko przygotowałam śniadanie dla mnie i dla niej.
- Jeszcze dziś ten koncert... – jęknęła wychodząc z łazienki.
Wycierała swoje włosy z miną wskazującą na znużenie wszystkim na około.
- Jak wrócimy to od razu idziesz do łóżka.
- Nie mam ochoty.
Rzuciła ręcznik gdzieś w kąt i poszła do salonu. Po chwili usłyszałam dochodzące z salonu dźwięki Hey baby No Doubt. Petra miała świra na punkcie Gwen, dlatego nawet raz była blondynką, ale nie wypaliła jej czerwień na ustach.
- Teraz można jeść śniadanie.
Usiadła na stołku i spojrzała na mnie.
- Dobra. Jaki jest twój facet? Nigdy nie widziałam Pierre’a Bouvier.
- Jest wysoki... Ma cudowne ciało. Jest szatynem i ma śliczne, ciemne oczy. Jest naprawdę kochany i słodki, ale też męski. Kocha mnie...
Petra przeciągnęła palcem od oka, przez policzek udając, ze płacze.
- Jesteś okropna.
- Zaprosisz mnie na swój ślub? – wypaliła.
- Ale ma nawet narzeczeństwem nie jesteśmy.
- Się zrobi. Czym się przejmujesz Anette?
- W sumie to nie wiem...
- Andrea mówi, ze jest strasznie seksowny i ma świetny tyłek.
- Czuje się zazdrosna...
- Czuj... jest o co.
- Mówiłaś, ze nie widziałaś Pierre’a.
- Nie dopowiedziała, że na żywo. – uśmiechnęła się złośliwie. – Twój facet naprawdę ma niezły tyłek.
- Chyba się na ciebie obrażę.
- Dobra. Zbieraj te twoje seksowne zwłoki i idziemy skończyć to wszystko.
Tell my baby... ---
________________________________________
Ubrana w skracane czarne spodnie z trampkami na nogach bluzką zapinaną na agrafki i z suwakiem przez środek wyglądałam jakbym szła na koncert. Bo szłam. Jak fanka rozpuszczonymi włosami, żeby było czym machać z makijażem Pierre znowu czerwonymi ustami, Pierre masą bransoletek Andrei i pieszczochą od Suzie. Nawet talent Petry objawił się na moim ramieniu i miałam wypisane imię Pierre’a. wyglądała jak wariatka, lecz tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz poszłam na koncert Greek Day z Mel. Zamiast Pierre było Biblie Joe i ogólnie było trochę inaczej. Wiedziałam, że Pierre’a zobaczę tuż przed koncertem, a Petra będzie ze mną, reszta idzie pod scenę. Nie wiedziałam jeszcze czy mnie w ogóle do niego wpuszczą, ale jechałam spokojnie trzęsącym się metrem do Cafe Moskau, gdzie miał odbyć się owy koncert. Słyszałam jakieś podniecone głosy wymieniające nazwy zespołów jakie mają grać. A Petra się do mnie uśmiechała.
- Zaproponuj swojemu chłopakowi, ze po koncercie jak będą mieli jeszcze siłę pójdziemy do Club der polnishen Versager. Bardzo fajne i przytulne miejsce.
- Zapytam się go, czy będzie miał ochotę. Dziś raczej będę spać z nim w hotelu.
- No ja mam nadzieję. – roześmiała się dziewczyna.
Jej młodsza siostra spojrzała na nią, a ta przykryła usta dłonią i dalej się śmiała.
- Jakoś zbytnio nie liczyłam na to, że nie spędzicie tej nocy razem.
- Jesteś okropna, ale będę za tobą tęsknić.
- Lada dzień będę musiała lecieć do Stanów Zjednoczonych na premierę naszego dokumentu.
- I tak to jest długo.
W głośnikach usłyszałam jakieś niemieckie zawodzenie i jedne znajome mi słowo Alexanderplatz. Musiałyśmy wyjść i podążyć na piechotkę na koncert.
Małe trudności w dostaniu się były, nie powiem. Przedstawiłam się miło, po czym Petra. Petra tłumaczyła to co ja mówię i po chwili ochroniarz nas wpuścił tylnymi drzwiami dla VIPów. Szłam jasno oświetlonym korytarzem ku końcowi, ale moją drogę zatorował Billy Martin.
- Znowu ty... – jęknął z niezadowoloną miną.
- Jesteś kanalia Martin. – walnęłam go w ramię. – To jest Petra, moja koleżanka po fachu.
- Billy Martin, bardziej znany jako gitarzysta Good Charlotte.
Petra odwróciła i spojrzała się na swoją siostrę. Stała zamurowana z ustami otworzonymi i trzymając Suzie za dłoń.
- Ona cię zna. – stwierdziła Petra śmiejąc się. – Jak ona cię zna to i ja.
- Więc macie jedyną okazję dziewczyny, żeby poznać całe Good Charlotte.
- To my je zostawimy, a ja idę do Pierre’a.
- Dziewczyny znajdziecie nas. – powiedziała do nich Petra.
Andrea i Suzie weszły za Billy’m z takim uśmiechem jakby miały dostać za chwilę Oskara. Przy następnych drzwiach zobaczyłam już że stoi Danny szczerząc zęby.
- O Boże to ona! – zaczął piszczeć. – Chris!
- wariaci? – zapytała się mnie cicho Petra.
- Gwiazdy.
- Wariaci.
Chris wyszedł ciesząc się jak głupi, po czym cały zespół zawisnął na progu drzwi.
- To jest Son of dork. Gówniarze grający punk-rocka. – tym razem ja dostałam po ramieniu. – Powiem Pierre’owi.
- Mów. – stwierdził Danny po czym wepchnął cały zespół do pokoju i zamknął drzwi.
Petra spojrzała na mnie z pytająco, ale ja tylko pokręciłam głową śmiejąc się.
Przy następnych drzwiach stali trzej basiści. Co mnie bardzo zdziwiło Pierre z Pete’em oraz Dave. Nikt się nie gryzie. Gdy Pierre mnie zobaczył rozpromienił się i rozstawił dłonie, żeby mnie przytulić. Wpadłam mu w ramiona przytulając się.
- Spokojnie kociaki, nie widzieliście się tylko półtorej miesiąca. – stwierdził David śmiejąc się jak dziki.
- Czasami mi się wydaje, że jesteś wyjątkową znieczulicą Dave... Chłopaki to jest Petra, moja jedyna podpora w Berlinie i koleżanka po fachu.
Chłopaki przywitali się ze mną.
- Co ty masz na ręku?? – zapytał się z zdziwieniem Pete.
- Dowód miłości. – stwierdziłam z uśmiechem.
- kto ci to namalował?
- Petra.
Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą do ich garderoby.
- Jestem zazdrosna! – krzyknęłam za nim.
Petra patrząc na żywiołowość chłopaków sama dostała porządnego kopa energii i zanim się obejrzałam stałam przed sceną, aby zaraz zobaczyć pierwszy zespół. Potem już gładko poszło i mokro. Zachowywałam się jak jeden z tysięcy fanów tylko ze specjalnym biletem. Żałowałam, ze nie ma tu Mel, ale przy następnych piosenkach Son Of Dork wyleciało mi to z głowy, bo najprawdopodobniej za mocno nią trzęsłam. Przy Good Charlotte jakoś się wszystko na chwilę uspokoiło, żeby później ogłuchnąć przy The Anthem. Na drugie danie dostaliśmy Simple Plan. Pierre na ręku miał napisanie „KOCHAM ANETTE” i bardzo często pokazywał je publiczności. A ja się cieszyłam skacząc jak opętane dziecko. Tylko czasami łapałam z nim kontakt wzrokowy, bo nie było czasu. A przy Dance, dance myślałam że zaliczę zgon. Lecz udało się dokończyć ten koncert bez osób śmiertelnych. Na koniec wszystkie zespoły wyszły na scenę.
- Dziękujemy wam bardzo. – krzyknął nikt inny jak Pierre.
Joe zabrał mu mikrofon i zaczął wszystkich przedstawiać, po czym Dave wziął sobie swój.
- Dziękujemy także jednej fance. Wielkiej fance Pierre’a i jej koleżance.
- To powinna być moja kwestia. – stwierdził Pierre.
- Dziękuję ci kochanie.
Ukłonili się grzecznie i zeszli ze sceny na backstage.
Po rozmowie z Petrą uznałyśmy, ze nikt nie ma siły na jeszcze jedna imprezę, więc albo pójdziemy jutro, albo oszczędzimy sobie imprezę. Siedziałam w garderobie SP i czekałam na mojego totalnie zjeżdżonego księcia, lecz nawet nie domyślałam się, ze mój książę przyjedzie na Chuck’u...
- Zostaw go. – skarciłam go, gdy był w połowie białego pomieszczenia.
Zsiadł z niego, po czym podszedł do mnie i złapał za rękę podnosząc. Postawił mnie pod ścianę i zagrodził z każdej strony.
- Czego dusza pragnie?
- Ciebie.
Bez skrupułów przywarł ustami do moich ust. Słyszałam głośne zawodzenie chłopaków, gdy nasze języki nie mogły się rozłączyć. Zaczęłam już cicho jęczeć, ale on nie przestawał cicho walczyć z moim językiem i podgryzać moich warg tak, że aż każdy najmniejszy ruch sprawiał drżenie mojego ciała.
- To się staje nudne... – stwierdził bardzo głośno Seb. – Może zdejmij jej bluzkę.
I dopiero wtedy ciężko dysząc oderwaliśmy się. On odwrócił się do chłopaków ciągle trzymając mnie w talii, a ja z braku sił oparłam głowę o jego policzek. Ciepłym powietrzem łaskotałam jego szyje, którą też chciałam posmakować. Co z tego, że chłopak był po koncercie.
- Seb ty się zajmij swoją.
Nastała cisza. Zbyt nie zręczna, żeby mogła być nazwana normalną. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Seb’a ze zachowaną w dłoniach twarzą i tuż obok David’a, który go przyjacielsko klepał o ramieniu.
- O co chodzi? – zapytała cicho.
- Jamie go zostawiła dla innego.
Sick...
________________________________________
Obudziłam się czując, że już zbyt późno na to, żeby dalej błogo spać. Znalazłam Pierre’a leżącego gdzieś na drugim końcu dużego hotelowego łóżka. Przysunęłam się do niego i przytulając się do jego boku pocałowałam gdzieś w policzek lub brodę. Zaczęłam rysować jakieś wywijasy na jego klatce piersiowej cichutko nucąc mu do ucha kawałek Son of dork Boyband.
- Łaskocze...
- To jest bardzo delikatna forma pobudki w wykonaniu Anette Lethal.
- Miło...
objął mnie jednym ramieniem i dalej leżeliśmy.
- Mam niespodziankę...
- Jesteś w ciąży?
- No bardzo śmieszne.
- To ja nie wiem co mnie bardziej mogłoby ucieszyć.
- Skończyłam już pracę i chcę abyś mnie wziął ze sobą w trasę.
- Nie ma sprawy. Zaraz, zaraz. Ty powiedziałaś, ze jedziesz z nami w trasę?
- Na to wygląda.
- Maleńka... – dotknął mojej twarzy uśmiechając się błogo. – Aż mi się uśmiechać chce.
- Uśmiechaj się Pierre, takie ładne wtedy masz wiewiórkowate policzki.
- Jesteś potworem. Prawdziwym potworem.
- I jeszcze powiedz, że mnie nie kochasz.
- Tego nie mogę.
- Masz szczęście.
- Po śniadaniu pojedziemy do twojej koleżanki i zabierzemy twoje rzeczy.
- A kiedy koniec tej całej twojej trasy?
- Pod koniec sierpnia.
- Już nie długo... – stwierdziłam ze smutkiem.
- Będziemy mieli jeszcze dla siebie całe życie.
- Ale wiesz... Fajniej będzie jak będziemy jeździć po Europie martwiąc się tylko o to, żeby się wyspać niż wracając do naszego wspólnego domku i zacząć normalne i bardzo odpowiedzialne życie. To nie jest fajne.
- Kocham cię... – szepnął całując w głowę.
Nie przerywając ciszy jaka po tym powstała wtuliłam się w niego bardzo mocno.
Po śniadaniu zgodnie z planami mieliśmy zamiar jechać do Petry. Obgadując razem z David’em fakt iż Seb nie przyszedł na śniadanie tylko siedzi w swoim pokoju stwierdziliśmy z Pierre’em, ze dla czystej rozrywki weźmiemy go ze sobą. I to moim zadaniem był poinformowanie go o tym.
Stanęłam przed jego drzwiami i głośno zapukałam. Wpatrując się w złoty napis na drzwiach „148 VIP” trwałam chyba z minutę. Otworzył mi zaspany mężczyzna w samych bokserkach przecierający sobie oczy.
- Myślałem, ze to obsługa hotelu chce mnie wywalić.
- Miłe powitanie.
- Nie mam humoru Anette.
- Więc proszę cię o przysługę. Ubierz się i pojedziemy do mojej koleżanki po ubrania moje.
- Jedziesz z nami?
- Jesteś o wiele bystrzejszy od mojego chłopaka.
- Zdarza się. Ale... – nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Za 10 minut na dole obok recepcji.
Klepnęłam go po ramieniu i poszłam do swojego pokoju z uśmiechem tryumfu nad złym humorem. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam zestresowanego Pierre’a na samym środku dywanu.
- I co?
- Kobiecie się nie odmawia kochanie.
Objął mnie delikatnie po czym pocałował w usta.
- więc teraz chodź na dół, bo Seb pewnie tam siedzi.
- Ale ja mu kazałam zejść za 10 minut.
- Seb jest gotowy w ciągu dwóch minut.
Pociągnął mnie za dłoń i zamknął drzwi.
Wycieczka po Berlinie z dwoma dzikami nie należy do zbytnio miłych przeżyć. Seb, gdy ma towarzystwo zapomina o swoich problemach chodź widać, ze coś w nim dalej jest. Kupili sobie orzeszki w karmelu i zaczęli rzucać, w co ładniejsze laski lub w przypływach złości w siebie. Udałam, ze ich nie znam i szłam daleko za nimi, a gdy się odwracali, żeby pochwalić się orzeszkiem w włosach jakiejś cycatej blondynki odwracała od nich wzrok. Gdy doszliśmy do domu Petry krzyknęłam na nich, a oni podbiegli jak kochane pieski, po czym naszczekali, dosłownie naszczekali na kota. U Petry posadziłam ich na kanapie i kazałam jej na nich uważać. W pełni spakowana weszłam do salonu i zobaczyłam jak we trójkę grają w niemiecki monopol.
- Ej... to nie jest zabawne, gdy nie znasz tego języka. – stwierdził rozżalony Pierre.
- Dlatego ja wygrywam przystojniaku.
- Dobraliście się... – stwierdziłam przechodząc do kuchni w celu zrobienia sobie po raz ostatni kawy z ekspresu Petry.
Gdy Pierre już wynosił bagaże z naszej sypialni wiedziałam, że to koniec imprezy z Berlinem. Spojrzałam się na Petrę, która jak zwykle była uśmiechnięta od ucha do ucha. Zdążyłam jej tylko pomachać przez okno gdzieś obok kanapy.
Show me what it's like ... --
________________________________________
- Współczuję każdemu popierdolonemu artyście, który spędza pół swojego życia w trasie.
To właśnie powiedziałam wchodząc na płytę nowojorskiego lotniska. Wciągnęłam w siebie bardzo mocno „świeże” i cudowne nowojorskie powietrze, po czym chciałam upaść na ziemię i całować ją jak papież, lecz Pierre mi to udaremnił podnosząc, gdy już byłam na kolanach. Jacyś reporterzy wtedy podlecieli do nas i zaczęli zadawać bardzo dziwne pytania.
- Czy jesteś w ciąży?
- Nie? – odpowiedziałam.
- Jesteście ze sobą od września, więc na pewno ze sobą spaliście... – zaczęłam jakaś pani reporter.
- Trzymaj się swoich łóżkowych spraw paniusiu, bo jak nie...
Pierre złapał mnie w ramionach.
- Gdy będziemy mieć dziecko, na pewno prasa się o tym dowie. Dziękujemy.
Odeszliśmy krok w krok, bo Pierre dalej mnie trzymał.
- Czy ona jest naszym prześcieradłem? Do jasne cholery...
- Nie stresuj się tak misia. – pocałował mnie w szyję i zadziałało to na mnie jak zastrzyk na uspokojenie.
- A ja mówiłam, że w trasie jest o wiele łatwiej. Nie napadają cię hordy dziennikarzy spragnionych pikantnych nowinek z życia seksualnego Pierre’a Bouvier.
- Co ty tak bronisz naszego życia seksualnego? – zapytał się z uśmiechem.
Odwróciłam się do niego i jadowicie uśmiechnęłam.
- Jeszcze masz czelność się pytać?
- Tak.
- Przypominam ci misiu, ze nie uprawialiśmy seksu od trzech miesięcy, bo kochani chłopcy robili wszystko, żebyś nie mieli nawet godziny dla siebie wolnej.
- To ty nie chciałaś w przebieralni.
- Obawiam się, że za duża kolejka była, żebym mogła sobie pojęczeć podczas orgazmu.
Przytulił się do mnie i uśmiechnął.
- Naprawdę?
- Naprawdę. – pocałował go w kącik ust. – Jedziemy wreszcie do domu?
- Jak tylko chcesz.
Romantyzm nas dopadł i zamiast wylądować w łóżku Pierre wyciągnął wino i kazał mi usiąść na kanapie.
- I obiecujesz, że to nie będzie groźne? – zapytałam go, gdy szedł do mnie z dwoma kieliszkami.
- Czy siedzenie ze mną może być groźne?
- Nie odpowiadam bez adwokata.
Usiadł obok mnie i pocałował w policzek. Otworzył wino i nalał do kieliszka.
- Chcesz? – zapytał zamykając butelkę.
- Niech sobie postoi. – stwierdziłam z ironią.
- Masz rację.
- Ej no!
Objął mnie ramieniem, a ja bez najmniejszego zawahania położyłam głowę na jego ramieniu. Znalazłam jego dłoń i po chwili mieliśmy splątane palce.
- Jest mi zimno. – szepnęłam.
Wziął moją dłoń do ust i zaczął ją delikatnie całować. Szepcząc cicho, że smakuję jak kawa z mlekiem. Nagle zadzwonił mój telefon. Emily.
- Słucham?
- Anette?
- Tak.
Pierre nie przestawał mnie całować po ręku.
- Mam do ciebie prośbę.
- No jaką?
- Bo pojutrze musimy, gdzieś wyjść, a nie mamy z kim zostawić bliźniaki i mam pytanie...
- Zostanę z nimi.
- Naprawdę?
- Jasne. Przecież to moi siostrzeńcy.
- Dziękuję ci bardzo.
- Przyjdę wcześniej.
Pierre na mnie spojrzał smutnym wzrokiem.
- O co ci chodzi?
- Pojutrze jest impreza. Bo przyjechaliśmy i stwierdziliśmy, ze zabawimy się.
- W klubie?
- Nigdzie indziej.
- Więc jak skończę niańczyć Josh’a i Jack’a to przyjadę do was.
- Naprawdę?
- Powinieneś o tym wiedzieć.
Ucałował mnie tak delikatnie jak dotknięcie skrzydła motyla i znowu objął. Siedzieliśmy tak bardzo długo, a wino zostało w kieliszkach czekając na następną romantyczną okazję.
________________________________________
Obudzona jego delikatnym muśnięciem, lecz nie pokazali po sobie, ze już nie śpię. Zamruczałam cicho jakby Pierre był muchą i przykryłam głowę poduszką. Udało mi się przysnąć i mieć piękne sny, lecz Pierre znowu mnie pocałował. Mruknęłam jeszcze raz tylko głośniej i bardziej złowieszczo.
- No już dobra. – stwierdził.
Łóżko się trochę załamało, chwile podskakiwało i wreszcie był spokój. Tak, spokój... Zaczął bardzo głośno przewracać kartki, a potem narzekać na następne problemy polityczne i gospodarcze na świecie.
- Bądź cicho. – syknęłam groźnie.
- Jestem cicho księżniczko.
- Cicho to będziesz jak cię zamorduje.
- Groźne stworzenie na wolności... – stwierdził z uśmiechem.
I znowu nastała błoga cisza, a ja już odpływałam miałam krainę snu. Lecz Pierre chyba potrzebował mojej uwagi i zaczął sobie nucić. Zerwałam się z miejsca i trzymając poduszkę w ręku patrzyłam na niego złowieszczo.
- Jeszcze jedna oznaka życia z twojej strony a ci wepchnę poduszkę w gardło.
Rzuciłam się na łóżko i znowu przykryłam głowę poduszką. Chwilę mamrotałam coś o złowieszczym facecie, który nawet o mnie nie dba i wreszcie zamilkłam z nadzieją, ze znowu zasnę. Jeśli myślałam, ze da sobie spokój to go chyba jeszcze nie znałam. Delikatnie wyrywał mi poduszkę z rąk, aż ja zrezygnowałam i puściłam ją. Z rezygnacją odwróciłam się i położyłam na wznak.
- Dobra. Powiedz, czego ty ode mnie chcesz.
- Skąd wiesz, ze czegoś chce? – zapytał łapiąc gazetę i patrząc na litery.
- Odkąd tylko wstałeś coś cię kusiło, żeby mi dokuczać zamiast przykryć mnie i strzec żebym się wyspała. Więc pytam, czego ode mnie chcesz.
- Buzi.
- Buzi? – zapytałam szyderczo. – Nie mogłeś mi powiedzieć, ze chcesz mnie pocałować tylko wkurzałeś?
- Księżniczko... – jęknął przepraszająco. – Ty jesteś strasznie seksowna jak się złościsz.
- Więc jakbym ci się pokazała w skąpej bieliźnie i pończochach przypiętymi do pasa nie byłabym bardziej seksowna?
- Musiałbym zobaczyć...
- Twoje niedoczekanie.
Usiadłam na nim trzymając poduszkę w dłoni.
- Mogłabym cię teraz udusić... Ale zamiast poduszki włożę ci do ust coś innego... – uśmiechnęłam się zalotnie.
Oparłam się dłońmi gdzieś na wysokości jego ramion i pochyliłam się nad nim patrząc na jego lekko wilgotne usta. Wiedział, co się kroi, dlatego rozchylił je delikatnie czekając na mój ruch. Spodobał się mi ten jego ruch i niekontrolowanie przygryzłam wargę. Jego reakcją na to było położenie swoich dłoni na moich biodrach i tak bardzo delikatnie przebiegając od ud do ramion. Robiło się coraz cieplej, coraz intymniej i coraz bardziej zmysłowo. Spojrzałam mu odważnie w oczy i po chwili polizałam jego usta.
- Obiecujące... – szepnął.
- Mam dreszcze od twoich dłoni.
- Czuje.
- Przytulisz mnie?
Uśmiechnął się słodko i przyciągnął mnie do siebie. Teraz już leżałam na nim czując jego dłonie na moich plecach i słysząc jego niespokojny oddech.
- Chciałabym z tobą spędzić całe życie. – szepnął mi gdzieś nad uchem.
- Wytrzymasz ze mną całe życie?
- To i tak będzie za krótko.
Było mi tak dobrze z nim. Tak bardzo...
Wpadliśmy po południu na pomysł, ze pójdziemy na spacer. Jak porządna para, która lubi spędzać ze sobą czas. Taka, która do szczęścia potrzebuje tylko siebie. Chodziliśmy ulicami rozmawiając na różne tematy i śmiejąc się z inteligentnych kawałów Pierre’a.
- Wiesz na co mam ochotę? – zapytałam go uśmiechając się.
- Zaskocz mnie.
- Chciałabym mrożoną kawę.
- Już się robi księżniczko.
Pociągnął mnie w stronę kawiarni, gdzie ludzie ledwo się mieścili. Przepchnął się jak najbliżej kasy i ciągle uśmiechając się szukał pieniędzy w kieszeni jeansów. Skupił się na tym jak ominąć tego chłopaka przed nim., a ja z zamiłowaniem oglądałam jego profil. Tak wygląda mój Książe z bajki. Może nie ma białego rumaka, ale ma gitarę basową. Może jest bogaty, ale jego serce jest szczerozłote. Może jest przystojny i ma powodzenie u kobiet, ale wybrał mnie. Może był łakomczuchem, ale nie kupił dla siebie kawy. Podał mi tekturowy kubek z logiem kawiarni i obejmują ręką w talii wyprowadził. Popijałam bardzo dobrą kawę dalej krocząc, gdzieś, gdzieś prowadził mnie Pierre.
- Chcesz trochę? – zapytałam podstawiając mu kubek.
Położył swoją dłoń na mojej trzymającej kubek i się dopiero napił.
- Potrafisz być bardzo... – nie wiedziałam jak to dokończyć. – Cudowny. – uśmiechnęłam się jakbym była dumna z tego co wymyśliłam.
Odwzajemnił uśmiech i przyspieszył kroku.
- Gdzie idziemy? – nic nie odpowiedział. – Tajemnica?
Kiwnął głową. Gdy minęliśmy zakręt zobaczyłam plac zabaw dla dzieci. Wyludniony, mimo iż były wakacje. Nie pytając się gdzie idziemy szłam za nim. Zatrzymał się dopiero przy huśtawce. Usiadł na niej i złapał w dłonie łańcuchy. Huśtawka była dosyć wysoko, więc, gdy Pierre odbił się nogami nie zaczepił nimi o ziemię.
- Pohuśtaj się ze mną. – stwierdził odbijając się jeszcze mocniej.
Wyrzuciłam ubek do pobliskiego śmietnika i po chwili też odbijałam się nogami od podłoża. Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami, czułam się jak małe dziecko znowu łapiąc wiatr w usta. Zmęczona ciągłym machanie nóg stanęłam i spojrzałam na huśtawkę obok. Pierre wisiał głową do dołu dalej mocno trzymając się łańcuchów.
- Z tej perspektywy świat jest ciekawszy.. – stwierdził, gdy krew zaczęła mu napływać do głowy.
- Dlaczego huśtawka? – zapytałam cicho dalej spoglądając na niego.
- Bo żeby cieszyć się życiem musze spróbować z tobą wszystkiego.
- Kawy z jednego kubka lub trzymając za dłoń w kolejce?
- Tak...
Wstałam i zbliżyłam się do niego. Zauważył to i usiadł normalnie klepiąc w swoje uda na znak, że mam usiąść. Delikatnie usiadłam i go objęłam, żeby nie spaść. Przysunęłam się bardzo blisko, bo świat z nim był piękniejszy.
i know it'a hurts...
________________________________________
Nie wiedziałam, ze mój brat może spłodzić takie rozkoszne dzieciaki. Zawsze mi się wydawało, że Mike to diabeł wcielony i tak naprawdę nawet zastępy aniołów z nim nie wytrzymają. Jeden i drugi dzidziuś miał zielone oczka, takie żywe i piękne, że nie mogłam się napatrzeć. Nie robiły większego zamieszania, gdy musiałam im zmienić pieluchę. Byłam w stanie trzymania dwóch butelek, bo akurat obojgu zachciało się jeść. Lecz gdy oba potwory zjadły chciały tylko smoczka i lulać. Korzystając z okazji usiadłam sobie na kanapie. Uśmiech zagościł od razu na mojej twarzy jak przypomniałam sobie moment mojego życia. To prawie rok temu, gdy wkroczył on w moje życie z moim portfelem i lodami czekoladowymi w dłoni. Szybko mu się poddałam i zagościł na stale w moim życiu. Przypomniało mi się jak chciał zdjąć bokserki, jak mnie wziął do wesołego miasteczka... nawet to pamiętałam. Wstałam pospiesznie z łóżka i dyskretnie podreptałam do ich sypialni. Łóżko było inne. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, gdzie podziało się łóżko, na którym przeżyłam swój pierwszy raz. Nigdy nie skrzypiało, gdy to robiliśmy, a to takie śmieszne, gdy dwójka kochanków uprawiają seks, a łóżko pod nimi skrzypi. Zamknęłam ostrożnie drzwi i przeszłam do łazienki, gdzie zawsze zostawał zapach Pierre’a i jego ubrania, gdy ich tam nie powinno być, tylko na właścicielu. To dziwne jak bardzo mi się zachciało wspominać, tylko szkoda, ze Pierre’a tu nie ma. Siadając ponownie na kanapie przypomniała mi się wojna na bitą śmietanę. Wtedy wyglądał tak słodko... Albo, gdy przyszedł cały mokry. Jakie wtedy miał smutne oczy i w ogóle był smutny... Odruchowo dotknęłam swojej ręki.
- Złe wspomnienia.
Przełączyłam kanał i zobaczyłam film z Mel’em Gibson’em.
Była godzina 23, gdy zobaczyłam, jak na podjazd wjeżdża samochód. Szczęśliwi rodzice wkroczyli do domu uśmiechnięci od ucha do ucha. Jeszcze w korytarzu coś cicho szeptali, po czym słychać było ciche cmoknięcia.
- Choć Anette cię odwiozę. – usłyszałam głos Mike’a.
Weszłam do przedpokoju i zobaczyłam jak jeszcze się obejmują.
- Nie chciałbym ci przeszkadzać, ale jednak obiecałeś Pierre’owi, ze mnie zawieziesz.
- Taaa już.
Pocałował Emily jeszcze raz i po chwili byłam w drodze do klubu.
Wysiadłam z samochodu i pożegnałam brata. Niestety to był ten sam klub, w którym ostatnio doszło do incydentu z Pete’em. Przeszłam parę kroków do wejścia i spotkałam wielkiego faceta.
- Impreza zamknięta. – stwierdził.
- Wiem. Jestem na liście. Anette Lethal.
Dosyć długo sprawdzał tą listę, ale wreszcie mnie przepuścił.
- Milej zabawy.
Chciałam jak najszybciej znaleźć Pierre’a i opowiedzieć mu o bliźniakach i w ogóle jak sobie przypominałam o tym wszystkim. Widziałam ludzi, który znałam tylko z twarzy lub z gazet, a tych, których znałam osobiście omijałam z daleka. Długo błądziłam po zakątkach klubu, gdy wreszcie dotarłam na górę, gdzie siedziały sobie osoby rozmawiając i pijąc alkohol w rytm jakichś przebojów. Stwierdziłam, ze przejdę obok wszystkich stolików i jak go nie znajdę pójdę ogłoszenie do DJ’a dać. Przy jednym jacyś ludzie, przy drugim para przy trzecim facet z trzema laskami. Dwie po bokach i jedna siedząca na nim i bardzo czule go obmacująca. Widziałam, ze już się do niego zbliżała, żeby go pocałować, gdy mignął mi jego profil. Tak bardzo znajomy, ze nie mogłam się mylić, ze tym facetem jest Pierre. Ze łzami w oczach podeszłam do stolika. Dziewczyna się do mnie uśmiechnęła, a ja wytarłam łzy z policzków.
- Mam nadzieję, ze dobrze się bawisz Pierre. – powiedziałam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał.
Odepchnął dziewczynę ze swoich kolan i spojrzał na mnie.
- Jesteś pierdolonym dupkiem i nie radzę ci iść za mną. – rzuciłam mu w twarz.
Odwróciłam się na jednej nodze i skierowałam swe kroki do wyjścia. Musiałam coraz częściej wycierać policzki, bo łez było coraz więcej. Stanęłam tuż przy szosie, żeby zatrzymać przejeżdżającą taksówkę. Gdy wsiadłam do niej oparłam głowę o podgłówek i zaczęłam płakać. Próbowałam wymyślić coś, ale nie mogłam. Nie mogłam o niczym innym myśleć tylko o tej laskach, które zajmowały się moim chłopakiem i jego dłoniach na jej biodrach i zbliżających się ust i uśmiechu drugiej dziewczyny. Zapłaciłam taksówkarzowi i szybko pobiegłam do naszego domu. Jego domu, skarciłam się w myśli. Jedyny mój cel na te parę minut to było szybkie spakowanie się i usunięcie gdzieś w czarny kąt. Potykając się, na co drugim schodku biegłam do sypialni. Wyrzucałam swoje rzeczy z szafki czasami napotykając się na jego koszulki lub spodnie, które zaraz lądowały na ziemi. Zabrałam tylko potrzebne rzeczy, bo resztę sobie kupię. Zauważyłam nasze zdjęcie, wtedy w lesie i weszłam na czystą białą pościel butami w celu zdjęcia go z ściany. Bez najmniejszych skrupułów rzuciłam ja na ziemię. Szkło pobiło się na miliony kawałeczków, kawałeczków ja z satysfakcją znowu zaczęłam płakać. Zdjęłam bransoletkę z dłoni i wyjęłam koronę od niego, zostawiłam je razem z bielizną, która dostałam od niego, a misia rozprułam. Próbowałam jeszcze znaleźć klucze od mojego domku, ale przypomniałam sobie, ze Mike tam teraz mieszka. Usiadłam chwilę na łóżku i zastanowiłam się, gdzie się podzieję. Pamiętam jak Mel dała mi klucze mówiąc, ze jestem jej siostrą więc w każdym momencie mogę do niej przyjść. Wiedziałam, że jest w klubie, ale to nie miało znaczenia, najwyżej mnie potem wyrzuci. Złapałam bagaż i schodziłam po schodach z wielką chęcią rozwalenia czegoś, ale nic nie kupowałam do domu, więc nie miałam prawa niszczyć. Zamknęłam drzwi JEGO domu i rzuciłam mu JEGO klucze na wycieraczkę. Łzy wściekłości ciągle leciały, ale wiedziałam, ze lada moment zdam sobie sprawę z tego, ze to jest koniec. Nie było księcia z bajki, nie było kocham, nie było szczęścia. Zły epizod mojego życia. Wyjęłam telefon znowu nie patrząc, jak późna jest godzina i znalazłam numer do Dan’a.
- Znajdź mi pracę za granicą. – rzuciłam do niego.
- Tez cię miło słyszeć Anette. – stwierdził z uśmiechem.
- Dan masz mi znaleźć pracę za granicą.
- Niedawno wróciłaś i powiedziałaś, że nigdzie się z domu nie ruszasz.
- Sytuacja uległa zmianie.
Tak nazywam moją miłość do Pierre’a i fakt, ze jak wyląduje u Mel w domu zabije się. Sytuacja uległa zmianie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 12:32, 04 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
To się porobiło...
ale można się było tego spodziewać, jak z resztą po większości facetów
A co do mojej wcześniejszej wypowiedzi, to myślałam, że więcej osób tego nie czyta, bo się załamali, że tego aż tak dużo i zrezygnowali. A jednak nie czytam sama XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zzzz...iębice ;) Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 17:02, 04 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
nO nie... Znowu w takim momencie. bananowy cieciu! Następny raz masz dać bardzo, bardzo dużo. ;(
Współczuje Anette
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Czw 23:43, 08 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
ta twórczość to zdechła czy co?
poczytałabym coś ;>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 23:21, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
bo problem jest taki ze brat zrobil czyszczenie zawartosci kompa
bez mojej zgody ;] i nie moge znalezc tego opa
nadal szukam i jak znajde to dodam i to duzo! obiecuje
btw.wypraszam sobie bananowego ciecia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|