|
|
Autor |
Wiadomość |
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Sob 23:28, 06 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
"Fajoskie" XD
Przepraszam, to ostatnio moje ulubione słowo
Ja również chcę wiecej :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Sob 23:58, 06 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
with you... --- 25 maja
________________________________________
Było już późno gdy siedziałam na kanapie w piżamie opowiadając Emily o balu. Trzymałam kubek gorącej czekolady, a ona gładziła swój brzuch. Przez myśl przeszła mi zazdrość. Cudownie byłoby mieć dziecko, ale nie przypadkowe, zrodzone z miłości tak jak dziecko Emily i Mike’a.
- Pierre jest słodki. – stwierdziła, gdy jej opowiedziałam o mini koncercie.
- On jest wariatem. Wcale bym się nie zdziwiła jakby w gazecie jakiejś to było… Narobił nam obciachu.
- Zresztą to on teraz wygląda jak wariat. – stwierdziła z uśmiechem. – Nawet nie wiedziałam, że sobie obciął te włosy.
- Ale wygląda ładnie.
- Nie powiem, że nie. Jakie chcecie dać imię dziecku? – zapytałam.
- Jak będzie dziewczynka nazwiemy ją Piret, a jak chłopak Paul.
- Nie wiecie co się urodzi?
- Chcemy niespodziankę. – uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Do pokoju wszedł Pierre w spodniach od piżamy. Mi serce zaczęło bić szybciej, ale Emily może się zgorszyć.
- O czym rozmawiacie? – zapytał siadając obok mnie.
- O wszystkim i niczym. – uśmiechnęła się Emily.
Pierre wyrwał mi kubek z ręki i sam zaczął pić.
- Słyszałem, że ostatnim tematem było dziecko. Dokładnie twoje dziecko Emily.
- Tak. Nie wiemy z Mike’iem co to będzie.
- Ale fajnie, prawie prezent pod choinkę. – chłopak się uśmiechnął podciągając nogi pod brodę.
- Dopóki nie przyszedłeś to była babska pogawędka.
- Że masz takie piersi to cie nie upoważnia do rozmowy.
- Ja i tak pójdę już spać. Jestem zmęczona, a dziecko musi wypoczywać, choć pewnie znowu sobie mecz w nocy urządzi. – powiedziała Emily wstając.
- Kopie? – zapytał podekscytowany Pierre.
- Czasami trochę za mocno, ale to cudowne uczucie.
Jego oczy zaczęły lśnić i mogłam się założyć, ze teraz myśli o sobie z małym, kruchym dzieckiem na rękach. Uśmiechnęłam się, gdy pomagał Emily wejść po schodach. Sprzątałam w salonie, gdy on znowu wszedł. Objął mnie w talii przysuwając do siebie bardzo blisko.
- Idziemy spać? – zapytał szepcząc na ucho.
- Tylko sprzątnę.
- Szczęściarz ten, który będzie twoim mężem. – stwierdził.
Spojrzałam mu głęboko w oczy i pogładziłam po szorstkim policzku.
- To możesz być ty Pierre…
- Ja? – zapytał się o coś co dla mnie było oczywiste.
- Jesteś mi potrzebny nawet do oddychania…
- A kochasz mnie?
- Jeszcze tego nie wiem… - złapał moja dłoń i ucałował każdy palec. – Zasługujesz na miłość, a ja chce cię nią obdarzyć.
Objął moją twarz dłońmi i pocałował w usta. Ten pocałunek mówił to, co do mnie czuje, czego pragnie, wszystko o nim, o mnie, o nas…
- Mój cały słodki Pierre w jednym pocałunku. – stwierdziłam przytulając się do niego.
Wsunął swoje dłonie pod koszulę mojej piżamy i gładził plecy, a ja upajałam się jego bliskością i zapachem, delikatną skórą i jego słowami, które znowu formował w piosenkę.
- Zastanawiam się czy będę mieć dzieci…
- Dlaczego masz nie mieć?
- Tak sobie pomyślałem… Idziemy spać księżniczko.
Obudziły mnie pocałunki składane na moim brzuchu. Nie wiem kogo podkusiło do tego, ale w każdym bądź razie wędrowały one coraz wyżej. Mruknęłam z zadowoleniem, a po chwili przed moimi oczyma pojawiła się uśmiechnięta buźka Pierre’a. Wyglądał jak Aniołek…
- Cześć miśku… - mruknęłam przeciągając się.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Ubierz się. Masz 10 minut.
Wstałam pospiesznie i wtedy zobaczyłam, ze Pierre jest już ubrany, więc najszybciej jak mogłam umyłam się i ubrałam.
- Jestem gotowa.
- Więc chodź maleńka.
Po 10 minutach siedziałam w jego samochodzie, czułam się jak małe dziecko przed otwarciem prezentu.
- Wiesz, gdzie jedziemy? – zapytał z ukradkowym uśmiechem.
- A skąd mam niby wiedzieć?
- Więc ci powiem.
- Ale ja chce niespodziankę.
- Na pewno?
- Powiedz. – stwierdziłam uradowana.
- Sylwester spędzimy tylko we dwoje na Majorce.
- Że co? Miśku nie rób sobie ze mnie jaj.
- Nie robię. Jedziemy właśnie na samolot.
- A gdzie niby mamy walizki?
- Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i są w bagażniku.
- Poważnie mówisz?
- Jak najbardziej.
- Zemdleje zaraz…
time to fly... ---
________________________________________
Siedziałam w ciszy już od dwóch godzin tuż po tym jak stwierdziłam, iż Pierre jest egoistą i wrednym porywaczem. Włożyłam sobie słuchawki w uszy i nawet go słuchać nie chciałam. Po niedługim czasie darował sobie i otworzył Harry’ego Pottera. Patrzyłam w okno i zastanawiałam się ile wytrzymam bez głosu Pierre’a, jak na razie wystarczał mi głos wokalisty Trapt, ale na ile?
Poczułam jak zaczął gładzić moją dłoń a chwilę później położył mi na niej zeszyt i długopis. Na kartce było coś napisane.
„Nie gniewaj się już na mnie :(…”
- Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy. – głos z megafonu mimo słuchawek na uszach usłyszałam bardzo wyraźnie.
Wzięłam długopis i szybko namazałam: „Jesteś okropny Pierre…”. Położyłam mu na kolanach zeszyt i czekałam aż odpisze.
„Wiem, ale chciałem z tobą spędzić trochę czasu w miłym miejscu…”
„A jak nie spotkam się już z Mike’iem?”
„Spotkasz się. Gniewasz się jeszcze?”
„Nie potrafię :)”
Gdy poczułam wstrząs, który zwiastował wylądowanie na powierzchni ziemi nasze usta połączyły się w nieśmiałym pocałunku.
Siedziałam w pokoju hotelowym i wyrzucałam swoje ubrania z walizki, którą spakował mi Pierre.
- Pierre! Masz kopa w dupę! Połowa rzeczy nawet mi się nie przyda!
- Marudzisz kochanie. – wyjrzał łazienki. – Jeszcze mi podziękujesz.
- Jeśli kopem w dupę, to masz to jak w banku. – rzuciłam w niego moją krótką spódniczką w żółtą kratę. – Do tego nie mam żadnego seksownego bikini.
- W takim razie musimy iść jeszcze na zakupy.
- Masz szlaban na wychodzenie z tego pokoju, sama pójdę.
- Zabierzesz mi ta przyjemność?
- Kto ci zabrał mózg? – zapytałam rzucając w niego swoimi majtkami.
- Och maleńka, czuję się jak na koncercie. – uśmiechnął się, zdjął z pasa ręcznik i rzucił we mnie. – Idę się ubrać, bo zaraz wychodzimy.
- Nigdzie nie idziesz Bouvier!
Już mnie nie usłyszał, a mi zostało tylko przebranie się w coś doprawdy letniego pójście na zakupy.
Siedziałam załamana na łóżku w samej bieliźnie i zastanawiałam, co założyć. Pierre wyszedł z swojego bunkra (czytaj łazienki, bo ciągle się mnie bał z jego dziwnych wymyślonych powodów) i usiadł obok mnie.
- Nie jesteś jeszcze gotowa?
- Nie mam się w co ubrać… Jakoś dziwnie mnie spakowałeś, ze nic nie mam.
- Zapakowałem tylko to, w czym chcę cię zobaczyć.
- Więc teraz wyjmij coś w czym chcesz mnie akurat teraz zobaczyć.
Kucnął sobie przez walizką i po chwili wyjął z niej białą sukienkę na ramiączka. Podniósł się spojrzał na nią.
- Bardzo dobre. – szepnął do siebie.
Podszedł do mnie podniósł mi ręce jak małemu dziecku przy zakładaniu swetra po czym jednym zwinnym ruchem wciągnął ją na mnie, odwrócił i zapiął suwak.
- Widzisz jaka jesteś piękna. – stwierdził spoglądając na mnie.
- Nie mam butów.
- Szukasz dziury w całym. Masz japonki.
- Czarne.
Przekręcił oczyma i znowu zanurzył się w walizce. Wstał i pokazał mi mój czarny krótki sweterek.
- Teraz będziesz jeszcze piękniejsza.
Bardzo delikatnie rozpuścił moje włosy i wtedy się uśmiechnął.
- Właśnie taką chciałem cię widzieć.
Delikatnie sie do niego przysunąłm i pocałowałam.
Od balu utworzyła się między nami więź. Bardzo dziwna, ale i piękna.
Magic... ---
________________________________________
NIE PRZYZNAJE SIĘ DO TEJ NOTKI!!!!!
Było już późno, gdy obładowani torbami wracaliśmy do hotelu. Pierre niósł wszystkie torby, ponieważ: to wszystko przez niego, ze musieliśmy robić je i to on płacił w ramach rekompensaty. Gdy chłopak zostawał trochę w tyle odwracałam się i robiło mi się go coraz bardziej szkoda. Wreszcie miarka się przebrała i zabrałam mu 5 toreb.
- Nie patrz się tak na mnie to i tak wszystko twoja wina. – pokazałam mu język.
- Może chcesz jeszcze jedną? – spytała się mnie z litością w oczach.
- Nie… Dobra daj. – to wszystko przez jego piękne oczy. – Co będziemy robić później?
- A co chcesz robić?
- Pochodzić sobie po mieście, gdy wszystko już jest oświetlane tylko lampami, potem chcę zahaczyć o jakąś imprezę i pójść na plaże.
Równym krokiem z uśmiechem na twarzy poszliśmy do hotelu. Przyznam Pierre’owi rację, bo zrobił wspaniale porywając mnie stamtąd, ale… nie powiem mu tego, duma mi na to nie pozwala.
Było ciepło, przeraźliwie ciepło. Nie jestem uodporniona na taką pogodę, gdzie nawet w nocy jest ciepło, a zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdżasz ze swojej oblodzonej wsi, gdzieś na plaże… Nie to nie jest klimat dla mnie, ale czasami trzeba zrobić odmianę.
Poczułam jego zimne dłonie na moich ramionach.
- Zamyśliłam się…
Dotknęłam jego dłonie i wtuliłam się w jego ciało.
- Seb dzwonił… - objął mnie mocniej. – Odkryli gdzie jesteśmy mają przyjechać pojutrze.
- Koniec bajki…
- Wyszalejemy się do ich przyjazdu… Anette?
- Słucham cię. Mamy to być do 5 stycznia. Z tego, co wiem przyjadą jeszcze dwa zespoły z chłopakami, co by lepiej się poznać.
- Poznać, przed czym? – zapytałam.
- Trasą koncertową.
Bałam się, że właśnie to powie.
- Na ślubie Mike’a i Emily jeszcze będziemy razem, ale na drugi dzień musimy jechać…
- I co misiek? Sylwester spędzony sam na sam? – zapytałam jakby wszystkiego to co powiedział nigdy nie było.
Gdy tylko zobaczyłam rozweseloną zgraję nastolatków tańczących do jakiejś dziwnej piosenki rozweseliłam się.
- Misiek, chodź idziemy potańczyć! – krzyknęłam do niego ciągnąc za rękę.
Opierał się chłopak bardzo, ale co się nie zrobi dla kochanej dziewczyny. Pierwszy raz zobaczyłam, ze Pierre umie tak tańczyć i tyle. Ludzie patrzyli się na nas jak na wariatów, zgubiłam japonki, a później jakimś cudem nie zobaczyli moich majtek. Przetańczyliśmy 5 piosenek bez wytchnienia, a potem chłopak mnie wziął na ręce. Zaległa cisza między piosenkami.
- My już podziękujemy, ale normalnie taka zabawa! – krzyknął ze śmiechem.
W tym samym momencie ludzie zobaczyli, że tańczyli obok Pierre’a Bouvier.
Postawił mnie na nogach dopiero, gdy zaczęła się droga w stronę plaży. Złapałam mnie z dłoń i zaczął biec. Gubiłam już teraz wszystko, a zatrzymanie było dopiero wtedy, gdy Pierre’owi zaplątały się nogi. Wyłożyłam się jak długa obok niego twarzą do piasku.
- Przepraszam cię maleńka! – podnosił mnie z piachu trzymając w pasie, a ja lekko nie przytomna z bólu plułam piachem.
- Jakim ty jesteś czubem! – krzyknęłam na niego, gdy już całkowicie się pozbierałam.
Podcięłam go i już po chwili leżał na ziemi.
- Zrobię ci coś jak cię dorwę…
Nie patrzyłam gdzie uciekam byle jak najdalej od rozświeconego Pierre’a. Uciekłam po mokrym piasku, który był o wiele lepszy, bo twardy. Słyszałam jak Pierre biegł za mną. Straciłam grunt po nogami. Pierre rzucił mi się na nogi i zwalił na mokry piasek. Podczołgał się do mnie i spojrzał w oczy.
- Wszystko mnie boli. – szepnął odgarniając kosmyki moich włosów z twarzy.
- A co ja mam powiedzieć? Jeszcze mam piach w ustach…
Schylił się nade mną i dotknął swoimi ustami moich. Delikatne pocałunki wyrwane jak pauzy z piosenki, jak lekki wiatr…
- Nie masz piasku… - szepnął.
W jednym momencie woda podpłynęła pod moją sukienkę i zrobiło mi się przyjemnie chłodno.
- Jestem mokra.
- Mi to nie przeszkadza.
- Zwyrodniały samiec.
Złapał mnie mocno i w milisekundzie leżałam na nim.
- Zadowolona? – uśmiechnął się znacząco patrząc na mój biust.
- Bardzo, ale dalej jesteś podły samiec.
Znowu on na mnie leżał. Włożył rękę po moją talię i podniósł mnie.
- Idziemy? – zapytał.
- W ramach rekompensaty do samego hotelu niesiesz mnie na baranach.
- Ale później będziemy się kochać? Umowa stoi?
- Stoi.
Przypieczętowaliśmy ją pocałunkiem.
________________________________________
Zbieram zabawki i idę w świat ---
________________________________________
Przeciągnęłam się otulona promieniami słońca i bardzo szybko odwróciłam się w stronę Pierre’a. Spoglądał na mnie z uśmiechem, co widziałam z na wpół otworzonych oczu. Znając na pamięć jego twarz objęłam go dłońmi bardzo delikatnie całowałam. Cieszyłam się nim całym i tylko przy mnie… Wtuliłam się w niego i czekałam aż coś powie.
- Leżymy w łóżku do 10. – postanowił. – Potem idziemy na plażę, tam coś zjemy. A potem to nich dzieje się wola moja.
- Czyli? – zaśmiałam się pod nosem.
- Jeszcze jedna taka noc, bo jutro te buraki przyjeżdżają.
Zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Jeszcze dziś musimy znaleźć coś gdzieś, gdzie urządzimy imprezę.
- Która godzina?
- Poczekaj chwilkę.
Powyginał się trochę, żeby dostrzec tylko jakiś zegarek.
- Jest… O o jej!!
- Nie klnij.
- Jest 10.30!
- O o jej!! – krzyknęłam.
- Nie klnij. – zaśmiał się.
Zostałam pod nim, gdy on wsparty na łokciach zaczął całować moją twarz, później szyję, piersi, brzuch i po prawej nodze przeszedł aż do stopy.
- Miły początek dnia. – zamruczałam z rozkoszy.
- Ale może być nie miło jak w ciągu 15 minut się nie zbierzesz.
- I co mi zrobisz?
- Wyniosę cię nago z tego pokoju. I zgwałcę na korytarzu.
Uśmiechnął się lubieżnie i poszedł do łazienki.
- Ale na pewno mnie zgwałcisz? – krzyknęłam za nim.
- Wstawaj wariatko! – odkrzyknął mi.
*** po 15 minutach ***
- Pierre, ale jak ja mam się ubrać na plażę?
- Ty naprawdę nie masz innych zmartwień?
- Jak facet założy pierwsze lepsze spodnie i biega uwolniony od wszystkich trosk po plaży to nic nie jest, ale jak kobieta założy złe bikini to nawet faceci nie chcą za tobą biegać. – spojrzałam na niego i był w jakimś takim czymś z kwiatkami na materiale. – Ładnie wyglądasz, ale będzie widać jak ci staje.
- Pójdę bez ciebie.
- Nici z seksu. – szepnęłam zdejmując stanik.
Odwróciłam się do niego tyłem i założyłam górną część czarno zielonego bikini, a na to czarną bluzkę na ramiączka. Po chwili miałam na sobie też krótkie spodenki i japonki. Pierre się tylko uśmiechnął i objął mnie w talii prowadząc do drzwi.
Pamiętaj kobieto, jeśli myślisz, ze facet od ciebie starszy jest stateczny i opanowany to jeszcze nie widziałaś Pierre’a w akcji.
- Nie wylewaj na mnie tej wody! – krzyknęłam na niego.
Spojrzałam na jego uradowaną twarz. Tuż obok niego stała mała dziewczynka, której najwyraźniej było wiaderko znajdujące się w dłoniach Pierre’a.
- Do wody! – krzyknęłam jeszcze raz na niego.
Chłopak schylił się do małej i oddał jej wiaderko. W jednej chwili zwalił swoje ciało na mnie.
- Wiesz Pierre? Jesteś niemożliwy.
- Chodź ze mną do wody… - poprosił mnie ładnie dotykając moje uda.
- Myślisz, że taką perswazją coś zdziałasz?
- Tak myślę.
Ugryzł moją dolną wargę. Zdziałał.
Szłam z nim do wody za rękę. Ale to co już działo się tam, było okropne. Chłopak miał przewagę wzrostem, wagą i jego cudownymi ustami. Ogólnie to on wygrywał, choć tak łatwo mu się nie udawało, nawet raz ściągnęłam mu bokserki, aczkolwiek on trzymał moje majtki, więc mu założyłam w pełnym pośpiechu.
- Puść mnie. Przekraczasz wszystkie granice Bouvier!
Trzymał troczki mojej góry od bikini i groził, ze rozwiąże. Przytopił mnie i skorzystał z okazji zdejmując go.
- To ja idę na brzeg, bo trochę zmarzłem.
- Idź do diabła tylko najpierw mi oddaj stanik!
- Poczekasz kochanie, zaraz o ciebie przyjdę.
I wiecie co zrobił?! Poszedł sobie.
- Tak ci łatwo nie pójdzie ty jeden… ty…
Zaczęłam ruszać nogami w stronę brzegu, gdy chłopak stał tuż obok naszej miejscówki. Szczelnie przysłoniłam piersi dłońmi szłam w stronę brzegu. Czułam jak ludzi się na mnie patrzą, ale co mi tam po nich. Pierre stał tyłem do mnie, więc postanowiłam dać mu nauczkę uwłaczając swojej godności. Odsłoniłam piersi i stanęłam okrakiem.
- Jestem miśku.
Chłopak odwrócił się i jak zobaczy, ze stoję tuż za nim, najpierw spojrzał w swoja dłoń najprawdopodobniej miejąc nadzieje, że mam stanik, a potem mocno mnie do siebie przytulił.
- Jesteś najgorszą wariatką na tej plaży!
- To ty sobie zażądałeś topless zdejmując mi stanik.
To co się robiło ze mną przez jego bliskość jest zdumiewające. Cała zesztywniałam przez dotyk jego ciepłej skóry i jego zapach, który przynosił mi na myśl chwile, gdy jesteśmy tak blisko siebie, ze aż stajemy się jednym. Zostaje tylko poezja ruchów.
- Przed chwilą byłam na ciebie wściekła…
- Widziałem…
Bardzo powoli się obniżał aż usiadłam na nim.
- Przeszło mi. – szepnęłam.
- Właśnie widzę.
Wodził delikatnie palcami po moich plecach przyspieszając wszystko to co się działo właśnie w tej chwili we mnie.
- Pierre, żebyś ty wiedział co ze mną robisz…
________________________________________
Leżałam na łóżku i czekałam aż Pierre wyjdzie z łazienki. Patrzyłam w sufit, który mi się bardzo powoli rozmazywał. Byłam po prostu zmęczona i zasypiałam. Zwinęłam się w kłębek jak mały kot i po prostu znikłam w tym ogromnym łóżku. Już moja psychika się całkowicie wyłączyła, gdy poczułam jego ciepły oddech na moich ustach. Kradł mi powietrze, bicie serca i rozum. Przy nim już wszystko nie istniało.
- Jesteś śpiąca?
- Trochę bardzo…
Nasze nosy stykały się samymi koniuszkami, więc teraz i ja mogłam zabierać jego oddech. Przepełniony nim.
- Pierre co będziemy robić?
- Prześpij się słodka.
- Ale…
- Śpij.
Jego wola, mój rozkaz.
Gdy ponownie otworzyłam oczy zobaczyłam jego twarz… Wpatrzony we mnie jego ślicznymi oczyma.
- Która godzina? – szepnęłam zaspana.
- Prawie 20.
- Co robiłeś tyle czasu?
- Pilnowałem, żeby nikt nie mógł cię zbudzić i żeby twój sen był spokojny.
Uśmiechnęłam się z tej porcji słodkości jaką podarował mi Pierre.
- Co będziemy robić?
- Proponuje zrobić ci szybką kąpiel i pójdziemy na jakąś kolację.
Jego wola, mój rozkaz. Pierre pobiegł do łazienki i po chwili poczułam ostry mandarykowo-korzeniowy zapach, który mnie rozbudził. Wstałam z łóżka i szybko włączyłam coś, co będzie wprost urocze…
- Brawo kochanie… - szepnęłam do siebie z uśmiechem tryumfu, gdy znalazłam The Veronicas „4ever”.
Ściągnęłam pospiesznie spodenki i bluzkę i pobiegłam do łazienki. Stanęłam przed moim chłopakiem lubieżnie patrząc na niego wciągnęłam w ubraniu do wanny. Całowałam go namiętnie podtapiając przy tym i ściągając koszulę.
- Boże święty! Anette co w ciebie wstąpiło? – zapytał się trzymając mnie w biodrach.
- Jestem nie ślubnym dzieckiem Szatana i lubię wszystko, co erotyczne, szalone, lubieżne, zboczone i psychiczne. Dlatego bardzo cię lubię…
- Że co?!
Zamknęłam mu usta pocałunkiem, dzięki któremu Pierre’em aż wstrząsnął dreszcz. Pierre osunął się po wannie i takim sposobem oboje byliśmy maksymalnie mokrzy. Jak na dziecko Szatana przystało wyleciałam z wanny skacząc i śpiewając razem z bliźniaczkami rozchlapując przy tym hektolitry wody. Cala w pianie wyglądałam jak laska z dobrego playboya, gdy ja dewastowałam wszystko co napotkałam na swojej drodze. Chłopak stanął w drzwiach łazienki w tym samym momencie, gdy ja rzucałam się po łóżku. Był w samym ręczniku…
- Zgwałcę cię zaraz. – stwierdziłam patrząc na jego w pół mokre ciało.
- Nie teraz jeśli można, mieliśmy iść.
- To gwałciciel decyduje, kiedy i w jaki sposób zgwałci swoją ofiarę, a nie ofiara.
- Zaczynam się ciebie bać Anette.
Uśmiechnęłam się do niego jak mała dziewczynka i podeszłam spokojnie do niego. Zerwałam mu ręcznik bioder.
- Nie patrz się tak na mnie! Ja też musze się czymś wytrzeć.
- Nie dam ci więcej spać w dzień, bo ci bije.
- Ale ci się to podoba… No powiedz, że ci się to podoba.
- Jak może się nie podobać takie coś…
- No widzisz.
Dosyć szybko się zebraliśmy, znaczy się Pierre, bo jak zwykle jakoś nie mogłam nic na siebie znaleźć, aczkolwiek mój wizażysta Pierre Bouvier mi pomógł. Dał mi moją najstarszą parę jeansów poprzerabianych tak, że nawet producent ich nie pozna i dwie bluzki: fioletową i żółtą, do tego moja czarne trampki. On ubrał się podobnie: skrócone spodnie beżowe, trampki czarne i bluzka czarna. Mieliśmy oboje takie same paski z ćwiekami i ten sam głupkowaty uśmiech. Się dobraliśmy…
Jakoś nasze figury się opamiętały i chodziliśmy po mieście za rękę patrząc a różne inne pary, które nawet w 25% nie były tak oryginalne jak my. Parę fanów Simple Plan poznało mojego miśka i prosiły o zdjęcia i autografy, a Pierre rozdawał je jak Mikołaj prezenty na gwiazdkę i strzelał takie miny, ze niektóre laski były zgorszone. A ja się tylko do niego śmiałam. Kupiliśmy sobie na pół bardzo duże lody i karmiliśmy nawzajem brudząc sobie twarze, żeby potem jedno drugiemu mogło zlizywać ślady. Potem urządzaliśmy sobie skoki przez ławki, barierki i inne zgarszając przy tym młodszych i bardziej wykwalifikowanych sportowców. Pierre zerwał mi z klombu margerytki i z cudownym uśmiechem wręczył, a potem dostał zjeby od ochroniarza. Dostał ode mnie całusa w policzek i był już zadowolony. Potem wrzucił mnie do fontanny i sam do niej wszedł udając, że pływa. Śmiałam się jak nigdy dotąd, lecz gdy zobaczyliśmy policje, która najwyraźniej chciałaby nam wlepić jakiś mandat wyskoczyliśmy z fontanny i trzymając się za ręce pobiegliśmy ile sił w nogach.
- Stać gówniarze! – krzyknął policjant.
Pierre stanął i się odwrócił.
- Mam 26 lat i kocham życie! I jeszcze moja Anette!! – okrzyknął.
Potem biegliśmy do samego molo. Noc skończyliśmy, gdy zaczęło się rozwidniać całując się jak prawdziwe gówniarze na molo. Jest wariatem.
lalalalalaaaaaaaaaaaa ---
________________________________________
Wróciliśmy do hotelu bladym świtem i poszliśmy od razu spać, które trwało niespełna cztery godziny. Gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam mojego mężczyznę z śniadaniem na tacy.
- Musisz szybko to zjeść.
- Ale ja nawet sił nie mam.
- Nakarmię cię. Chłopaki będą na lotnisku za półtorej godziny.
- Ja nie jestem komitet powitalny, więc pójdę spać.
- Anette, księżniczko…
Usiadł obok mnie i tak patrzył tymi swoimi brązowymi oczkami i tak patrzył i patrzył…aż wreszcie otworzyłam usta i czekałam, aż włoży mi tost. Sprawnie mu to poszło. Potem szybko wepchnął mnie do łazienki, a ja wydzierałam się na niego w niebogłosy, bo żaden facet nie będzie na mnie krzyczeć. Gdy tylko wybiegłam z łazienki zaczęłam okładać chłopaka, czym popadnie, a gdy się już poddał złapałam go za twarz i wycisnęłam na ustach słodkiego buziaka.
- I pamiętaj misiek, nigdy mi nie rozkazuj.
- Pocałuj mnie. – jęknął błagalnie, ale i zarazem z chrypką w głosie.
- Miałeś mi nie rozkazywać… - szepnęłam zbliżając się do jego kuszących ust.
Przylgnęłam do niego całując namiętnie i po chwili leżeliśmy na łóżku obmacując się w każdym możliwym miejscu na ciele.
- Misiek mamy iść na lotnisko. – stwierdziłam, gdy on był bardzo zajęty moim dekoltem. – Misiek…
- Cicho księżniczko, chce ci zrobić dobrze.
- Pierre…nie… teraz… - z każdym jego ruchem języka rozkosz była nie do wytrzymania. – Jak-będę-miała-orgazm-to-się-nie-pozbieram-i-nie-pójdę-z-tobą. – wyjęczałam na raz.
- Ale później będę mógł? – spojrzał mi głęboko w oczy.
Aż lśniły się z pożądania, pożądania to argument do nie odparcia, ale za 15 minut mamy być na lotnisku.
- Tak… - wstała ciężko, bo nie wiem czy ten stan jest dla mnie wskazany czy lepiej by było być nieogarnięty, ale z orgazmem.
Ubraliśmy się w zdecydowanym pośpiechu i prawie wybiegliśmy z hotelu.
Oczywiście linie lotnicze są na tyle dupne, ze jeszcze ze dwa orgazmy mogłabym przeżyć. Przynajmniej siedzę sobie z moim miśkiem w kawiarni i czekając na chłopaków popijam kawę mrożoną.
- Dlaczego ty nigdy nóg nie pokazujesz? – zapytał się z uśmiechem.
Tak, bo Pierre znowu dał mi do założenia krótką spódniczkę, ale tym razem ta, co latała po pokoju.
- Weź sobie daruj, co Pierre? Mam brzydkie kolana a ty mi każesz nosić krótkie spódnice.
- Serce moje masz najpiękniejsze kolana na całej Majorce i w Europie.
Złapał mnie za dłoń i pocałował. Uśmiechnęłam się do niego i usadowiłam mu się na kolanach.
- Dobrze, że przynajmniej pozwalasz mi w trampkach chodzić.
- Samolot z Nowego Jorku właśnie wylądował. – usłyszeliśmy głos w megafonach.
Pocałowaliśmy się parę razy i poszliśmy na odprawę przywitać chłopaków. Gdy tylko zobaczyli mnie chłopaki z Simple Plan wypruli do mnie ściskając i głaszcząc po świeżo wyprostowanych włosach. Jak zaczęłam szczękać zębami i grozić, ze będę gryzła zauważyli Pierre’a.
- Ty dupku, ty jeden ty!!! – krzyknął Dave.
- Jak mogłeś nam nie powiedzieć, ze jedziesz na Majorkę?! – teraz krzyknął Chuck.
Dalsze wrzaski unosiły się po całym lotnisku, bo chłopaki gonili za Pierre’em, a ja działałam jako komitet powitalny. Zobaczyłam Billy’ego i potwornie się ucieszyłam, a z radości uwiesiłam mu się na szyi. Później poznałam bliźniaków Joel’a i Benji’ego i Paul’a. Po chwili witałam stałam i czekałam aż następni przyjdą.
- Kto to? –zapytałam Billy’ego słysząc przedzierający przez wszystko krzyk Pierre’a.
- Młody zespół, ale spoko chłopaki.
Po kolei to był James, Danny, David, Chris i Steve, a na końcu był jeszcze jeden zespół.
- Co za spęd będzie… - powiedziałam ucieszona.
Teraz był Andy, Pete, Patric i Joe, czyli Fall Out Boy.
- Spoko jak was wszystkich zapamiętam to będzie fajnie. – uśmiechnęłam się dziko.
Musiałam dziwnie wyglądać. Jedna kobieta na 13 facetów i jeszcze do tego 5 gdzieś tam biegających a w tym mój wybranek. Czekała nas piechota bo Simple Plan pewnie pobiegło za Pierre’em do samego hotelu.
- No cóż, musicie się zadowolić moim towarzystwem.
Wierzcie mi, ze niektórzy naprawdę byli zadowoleni.
Because of you... --- 7 czerwca
________________________________________
Droga nie powiem była bardzo ciekawa. Powodowaliśmy masę dziwnych kłopotów z ruchem drogowym i w taki sposób ludzi się na nas patrzyli, fanki podbiegały po autograf jęcząc jakby przezywały najmocniejszy orgazm swojego życia, a ja byłam miażdżona wzrokiem… FAJNIE.
Wszyscy faceci okazali się bardzo mili i wynosili mnie na piedestały chwały za to, ze jestem kobietą. Gdyby to tylko Pierre słyszał, no ale on był zajęty gubieniem zbędnych kilogramów i zemstą Simple Plan, a Benji się śmiał, ze to prawie jak Zemsta Sithów.
- Mój chłopak umrze śmiercią tragiczną, a ty mi stękasz z miłości do Star Wars? – zapytałam się uhahanego bliźniaka.
- A mało masz kandydatów na potencjalnego chłopaka? – odparł z uśmiechem.
Każdy zaoferował swoją ewentualną opiekę nad mą zbolałą duszą, ale tylko David mnie przytulił. Ale czy to był na pewno David?
Siedział 10 minut przed drzwiami mojego pokoju, żeby ubłagać Pierre’a, ze nic mu już nikt nie zrobi. Mówiłam prawdę pomijając dalej czatujących na biedną ofiarę, za mną Chuck’a i Seb’a. Obok stał Billy i James, bo byli wybrani, aby zobaczyć co się dzieje.
- Misiek ja cię obronię. – stwierdziłam próbując go przekonać.
- Jasne…
- Pierre Bouvier czy ty mi nie wierzysz?! – krzyknęłam.
- Tylko mnie bijecie, krzyczycie i wymagacie!
- Oczywiście. Co jeszcze sobie ubzdurasz?
- Możesz bez ironii? – zapytał mnie głośniej iż przed tym.
- Nie, nie mogę!
- To naprawdę świetnie. Możesz sobie już iść z nimi wszystkimi.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia?!
- Nie.
- To spierdalaj.
Czasami emocje nazbyt mnie ponoszą. Odwróciłam się i ciągnąc za sobą Billy’ego poszłam na dół do kawiarni.
Jak się okazało Billy pociągnął za sobą Pete’a, który akurat wyjrzał z pokoju przez mój krzyk, a tamten pociągnął Patric’a, a jeszcze ten Chris’a. I tak siedziałam z nimi czterema, wszyscy tak samo spłoszeni jakbym zaraz miała ich zabić.
- Macie zamiar tak się gapić nie wiadomo gdzie czy zamówicie coś? – zapytała spoglądając znad karty na nich.
- Już zamawiamy. – stwierdził Patric zasłaniając się kartą.
- Tylko zamawianie to też mówienie…
- Więc chłopaki co weźmiemy? – zaczął niepewnie Chris.
- Nie wiem, ja bym wziął…lody truskawkowe. – stwierdził Pete.
- Jesteście niemożliwi. – zaśmiałam się pod nosem.
- Ale będziemy żyć.
- Nie tak jak Pierre.
Chrząknęłam głośno, na co chłopaki znowu zamilkli.
Nie miałam nawet zamiaru spać dziś z Pierre’em. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nie chciałam go nawet widzieć na oczy. Porozmawiałam z chłopakami i mimo iż każdy chciał żebym przenocowała u niego wybrałam Pete’a, bo obiecał, ze będziemy gadać cała noc. Billy jako kochany kolega zapłacił rachunek i rozeszliśmy się do pokojów. Musiałam jeszcze iść do pokoju po jakąś piżamę, czy coś. Wzięłam obstawę w postaci Pete’a i weszłam już do otwartego pokoju. Pierre siedział na podłodze patrząc w sufit. Dobrze wiedział, ze to ja przyszłam, lecz nie spojrzał.
- Nie śpię dziś z tobą. – stwierdziłam tak pewnie, ze przy ostatnim słowie mój głos zanikł.
- Jak chcesz.
- Wiesz gdzie jest moja piżama?
- Od przyjazdu jeszcze w niej nie spałaś, zawsze nago obok mnie.
- Mógłbyś sobie dziś darować?
- Nie masz piżamy. – stwierdził pomijając moje poprzednie słowa.
- Daj mi swoją koszulkę.
Spojrzał na mnie tak chłodno, że aż zrobiło mi się zimno i ściągnął jednym ruchem koszulkę z siebie i rzucił. Wylądowała pod moimi stopami.
- Mógłbyś przynajmniej się nadwerężyć i mi ją podać.
- Mogłaś poprosić, a nie daj.
- Idę sobie od ciebie.
- Wolna droga. Nawet nie próbuj jej tknąć Pete. – zwrócił się do mojego towarzysza.
- Będziemy uprawiać dziki seks i będziesz słyszeć moje jęki. Tylko, ze one nie będą dla ciebie. – walnęłam bez chwili zastanowienia.
Pierre w jednej chwili wstał i złapał mnie za rękę ciągnąc do łazienki.
- Poczekaj chwilę na swoja towarzyszkę. – rzucił Pete’owi.
Zamknął drzwi nie puszczając mnie.
- To mnie boli! – krzyknęłam.
Puścił mnie i spojrzał w oczy tak głęboko jakby chciał coś mi powiedzieć… poczułam się bardzo parszywie.
- Idź już stąd, bo ci zrobię krzywdę.
Ze łzami w oczach wyszłam i mijając Pete’a wybiegłam z pokoju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 0:25, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Myślę, że na miejscu Pierra nie wytrzymałabym z Anette dłużej niż dwa dni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zzzz...iębice ;) Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 13:44, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Kabaczek napisał: |
Myślę, że na miejscu Pierra nie wytrzymałabym z Anette dłużej niż dwa dni. |
Myślę tak samo. Tak btw to ja nie przestałam czytać tego opowiadania;D Za bardzo mnie wciągnęło:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 22:33, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Natalie napisał: | Kabaczek napisał: |
Myślę, że na miejscu Pierra nie wytrzymałabym z Anette dłużej niż dwa dni. |
Myślę tak samo. Tak btw to ja nie przestałam czytać tego opowiadania;D Za bardzo mnie wciągnęło:) |
musze sie z wami zgodzic ja najwyzej 1 dzien
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zzzz...iębice ;) Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 22:41, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Bo ta Anette trochę schiźnięta jest. Sama sobie życie komplikuje xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 23:01, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
trudno byc z kims kto raz cie kocha a raz nie!
i nie wiesz czy jak ja urazisz to nie pojdzie i sie nie potnie
co gorsze nie dasz jej pizamki to pojdzie sie przespac z innym
agenciara z niej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zzzz...iębice ;) Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Nie 23:09, 07 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Ona się zastanawia czy go kocha czynie, a inne napalone fanki tak bardzo by chciałybyć na jej miejscu. Nie dobra Anette. Powinna się cieszyć z tego, ze ma takiego Pierre'a:) A jeśli jednak go nie kocha, to ja zawsze będę chętna jak cośxD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pon 13:34, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
PunK_BaNaNa napisał: | trudno byc z kims kto raz cie kocha a raz nie!
i nie wiesz czy jak ja urazisz to nie pojdzie i sie nie potnie
co gorsze nie dasz jej pizamki to pojdzie sie przespac z innym
agenciara z niej |
I to jeszcze z Pete'm!! On jest taki... ble
Ja bym się obraziła
Pomyślcie, jakie fochy będzie strzelała jak zajdzie w ciążę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pon 13:38, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
zamiast się rozwodzić nad pomysłem autorki na jej charakter wolałabym poczytać sobie następną część, bo leżę chora w łóżku i za bardzo nic lepszego do roboty nie mam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pon 22:35, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
wybaczcie bo ja za kazdym razem jak ide do
folderu z tym opem zeby wam tu wrzucic to sie zaczytuje
i dopiero po godzinie stwierdzam ze mialam tu dac
no bo... ---
________________________________________
Leżałam w pokoju Pete’a rozwalona na ziemi i patrzałam w sufit. Rozłożyłam ręce. Wspomnienia…
- Pomyślałem, ze przyjdę… - usiadł niedaleko mnie opierając się o łóżko.
- Przepraszam, ze tak leżę. Wyniosę się na asfalt.
- Leż.
Spojrzałam na jego twarz. Był przystojny. Pierwszy raz od poznania Pierre’a zauważyłam, ze facet morze być przystojny. A najładniejsze miał oczy, delikatnie przysłonięte grzywką. Ciężko nabrałam powietrza i znowu spojrzałam w sufit.
- Jesteś głodna?
- Raczej nie… Chce mi się płakać.
- Choć do mnie, pogadamy.
Wystarczy, że znów na niego spojrzałam. Posłuchałam go i usiadłam tuż obok niego opierając głowę o łóżko. Zaczęłam mówić, wylewać potoki łez i śmiać się i siedzieć w ciszy. Gdy doszłam do zaczarowanego momentu mojego „samobójstwa” lekko drgnął, wydało mi się to dziwne… Ja mu nawet powiedziałam, ze z Pierre’em dziewictwo straciłam! Powiedziałam mu wszystko, a potem moja głowa znowu upadła na łóżko. Później poczułam coś niewiarygodnego. Najpierw delikatnie pocałował moją szyję, a potem dotknął językiem. Po moim ciele przeszły dreszcze. Spojrzałam na jego twarz, a później automatycznie moje oczy zjechały na jego usta.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Chciałem zobaczyć czy twoja skóra smakuje tak samo jak słowa.
Nie mogłam… i niech wszyscy mi to wybaczą, ale nie mogłam się oprzeć!!! Pocałowałam go najpierw raz, bardzo delikatnie, później zaczęłam smakować jego ust, a on każdy pocałunek oddawał, lecz gdy mnie wreszcie dotknął spłoszyłam się. Mój wzrok od razu zwrócił się na ziemię.
- Teraz ty mi powiedz, dlaczego to zrobiłaś?
- Nie wiem… Może zemsta…
- Tylko, że Pierre nie będzie o tym wiedział.
- To… głupio mi teraz. I to bardzo…
- Nie przejmuj się, zapomnimy o tym.
- Mówisz poważnie?
- Raczej chyba nie…
- Zachowujemy się jak nastolatki.
- Zdaje sobie z tego sprawę… Wiesz co? Jak chcesz się pogodzić z Pierre’em to idź teraz do niego.
- Zrzuci mnie z łóżka i skopie.
- On cię kocha i tylko czeka, żebyś do niego przyszła, bo się boi zrobić pierwszy krok po tym, co było w łazience.
- Tak myślisz? – spojrzałam znowu na jego twarz.
- Jestem tego pewny. – uśmiech.
Znowu mnie coś podkusiło i znowu go pocałowałam.
- Idę. Do jutra.
- Dobranoc. – szepnął.
Well, I'm not okey...
________________________________________
Wyszłam bardzo cicho na korytarz, bo było już późno. Szłam w stronę naszego pokoju zastanawiając się, co ja mu powiem. Miałam już wszystko poukładane, gdy nacisnęłam klamkę a ona nie ustąpiła. Pierre zamknął drzwi. Nie czekał na mnie. Tylko zamknął.
Stałam jak wmurowana przed tymi drzwiami i patrzyłam. Nie wiem ile tak stałam, ale wreszcie poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Anette…
- Zamknięte. – wyszeptałam kładąc dłonie na drzwiach.
- Chodź do mnie się prześpisz, jutro z nim pogadasz.
- Ale zamknięte… - spojrzałam na jego twarz.
Obraz powoli się rozmazywał od moich łez, przytulił i mnie i wziął na ręce prowadząc chyba do swojego pokoju. Gdy poczułam, ze leżę na czymś miękkim wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
- Proszę cię…
- Będę spać obok ciebie, obiecuję. Uspokój się już…
Słyszałam jego słowa, czułam jego zapach. Pierwszy raz od dłuższego czasu zasnęłam kołysana zapachem innego mężczyzny…
- Gdzie jest Pierre? – zapytałam Seb’a, który siedział na korytarzu hotelu.
- Jesteś na niego jeszcze zła?
- Seb, powiedz mi, gdzie jest Pierre.
- Rano, gdzieś wyszedł z David’em.
- Dzięki.
Poszłam w stronę mojego pokoju hotelowego wpadając na Danny’ego.
- Bawimy się dziś, co piękna?
- Pewnie tak… - pocałowałam go w policzek. – Idę, bo na razie musze się przebrać.
Minęłam go i dalej zmierzałam do pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam szukać swoich ubrań i innych rzeczy. Położyłam wszystko na łóżku i poszłam szybko wziąć prysznic. Gdy się wykąpałam wzięłam swój telefon i zadzwoniłam na lotnisko.
- Dzień dobry, czy jest może na dziś wolne miejsce do Nowego Jorku?
- Dzień dobry. Zaraz sprawdzę. – chwila ciszy, a ja chodziłam ze zdenerwowania po pokoju. – Jest o godzinie 12:30.
- Proszę o rezerwację na Anette Lethal… - podałam swój adres i numer telefonu.
- Rezerwacja została dokonana.
- Dziękuję bardzo.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Szybko się ubrałam i jeszcze z mokrymi włosami zaczęłam szybko pakować swoje ubrania.
- Co robisz? – usłyszałam bardzo znajomy głos, bo to on mi szeptał co noc słowa pełne miłości.
- Pakuje się. – rzuciłam mu szybko.
- Powiesz mi, w jakim celu?
- W sumie to raczej nie twoja sprawa.
Głucha cisza, w której ja upchnęłam trzy bluzki, a Pierre przemieścił się bliżej mnie.
- Anette…
- Jadę do domu.
- Dziś jest sylwester.
- Spędzę go albo w samolocie, albo u Mike’a w domu.
- Nigdzie nie lecisz!
- Gówno możesz beznadziejny samcu! – rzuciłam w niego swoją bluzką z łzami w oczach.
- Uspokój się Anette…
Rzucałam w niego wszystkim, czym jeszcze przed chwilą tak starannie zapakowywałam. Już nic nie widziałam, bo łzy mi same leciały.
- To wszystko przez ciebie… - jęknęłam kucając na ziemi.
Poczułam jego ciepłą dłoń na gołym ramieniu i gdyby nie ta sytuacja przytuliłabym się do niego. Agresywnie odepchnęłam jego dłoń i skierowałam się do łazienki. Zebrałam wszystkie kosmetyki do kosmetyczki i stanęłam przed lustrem. Wytarłam łzy, a później obmyłam twarz. Nie chce, żeby widział jak cierpię…
Wyszłam a on siedział w miejscu, gdzie ja przed chwilą. Złapałam cała kupę ubrań i wcisnęłam w walizkę. Cudem zamknęłam suwak i pociągnęłam ją na ziemię ciągnąc za sobą do wyjścia. Nie miałam zamiaru się nawet pożegnać.
- Nigdzie nie idziesz. – złapał mnie w talii i podniósł do góry.
Wierzgałam nogami kopiąc powietrze.
-PUŚĆ MNIE!!! – krzyczałam w niebogłosy, lecz byłam skądś pewna, ze i tak nikt nie przyjdzie.
Powoli opadały mnie siły, lecz mimo to dalej zacięcie się broniłam przed jego ramionami. Długo w takiej postawie nie przetrwałam i opadałam z sił.
- Przepraszam maleńka… - szepnął tuż nad uchem.
- Nie mów tak do mnie. – znowu próbowałam się wyrwać, lecz jego ramiona bardzo mocno mnie trzymały.
- Przepraszam.
- Nie chce tego słyszeć! Puść mnie, bo mam zaraz samolot.
- Nigdzie nie polecisz dopóki mnie nie wysłuchasz.
- Nie mam zamiaru cię słuchać. Puść mnie!!!
- Kocham cię Anette, kocham ponad życie…
Gdy to usłyszałam zaczęłam płakać jak małe dziecko. Jego uścisk zelżał a ja skorzystałam z tego i… zatopiłam się w nim jeszcze bardziej wtulając głowę w jego koszulkę. Gładził mnie po plecach uspokajając szeptem, a ja czułam się tak potwornie bezradna.
- Dlaczego? Dlaczego na mnie krzyczałeś? Dlaczego zamknąłeś drzwi? Dlaczego, Pierre…? – jęczałam w przerwach na kolejne łzy.
- Przepraszam maleńka. Nie chciałem cię krzywdzić, uwierz nie chciałem.
Bardzo długo wymienialiśmy słowa, które były bez ładu i składu. W którymś momencie poczułam i jego łzy…
Headstrong --- 15 czerwca
O taki sylwestrze powinni pisać w kronikach szpitali psychiatrycznych.
Chłopaki wynajęli klub hotelowy i stwierdzili, że zrobią swoją imprezę. Przejrzeli listę gości hotelowych w trzech sąsiednich hotelach i widząc bardzo długa listę kobiet zaprosili wszystkie 20 sztuk. Dopiero później, gdzieś około 23 okazało się, że ów kobiety są zakonnicami, które przyjechały na szkolenie. Śmiech mój roznosił się bardzo długo, a upici chłopcy rozmawiali na tematy teologiczne do samego rana. Mimo iż można sądzić, ze było nudno tak naprawdę wszystko było cudowne. Siostry umiały tańczyć jakby się przed chwilą urwały z zespołu tanecznego, a i co któraś z rzędu podrywała ostrzej chłopaków tłumacząc się iż nie mają habitu, więc nie znają ograniczeń. A ja? Ja spędziłam go z Pierre’em. Nie z nimi, bo byłam tylko z nim. Trzymaliśmy się mocno za ręce, gdy wybiła 12, a potem tańczyliśmy przytuleni do siebie tak mocno, ze tchu czasami w płucach brakowało. Czasami uśmiechałam się do Pete’a i wtedy wdzierał się do mojego mózgu smak jego ust. Otrząsałam szybko myśli i skupiałam je znowu na moim jedynym księciu.
Nie spałam cała noc rozmawiając i Pierre’em. Tak naprawdę o bzdetach. Wreszcie doszliśmy na temat ślubu Mike’a i Emily, który miał odbyć się pod koniec miesiąca.
- Pójdziesz ze mną na niego?
- Jeszcze się pytasz… Jasne, ze pójdę z tobą.
- Więc chyba… - spojrzałam w okno, gdzie słońce właśnie wstawało.
- Wiem. Musimy ogłosić oficjalnie, ze jesteśmy parą.
- Nie musimy jak nie chcesz, powiemy…
- Powiemy, ze jesteśmy parą. – otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć. – Nie masz się co kłócić, bo cię kocham i ja im to powiem.
Położyłam mu głowę na kolanach i spojrzałam mu głęboko w oczy, potem je zamknęłam i z uśmiechem krótko stwierdziłam.
- Też cię kocham. – otworzyłam oczy i widząc jego minę znowu zaczęłam mówić. – Nie masz się co dziwić Bouvier jeśli wpadasz w życie laski tak słabej na męski urok jak ja. Całujesz, prowadzisz, do łozka i traktujesz jak księżniczkę, a potem robisz głupie miny jak mówi, że cię kocha. Przecież to oczywiste, ze kiedyś musiałam się złamać, a że oznajmiałam ci to akurat takiego pięknego dnia jakim jest 1 styczeń…
- Anette? – przerwał mi. – Zamknij się. – stwierdził z uśmiechem.
Podniósł moją głowę i złączył nasze usta. Czułam jago wyraźny uśmiech i jego ciepły oddech i po chwili jego język. Jego usta były cudowne, on był cały cudowny.
- Spać mi się chce. – stwierdziłam wtulając twarz w jego dłonie.
- Śpij. – pogłaskał mnie po włosach i dotknął nosa.
- Słońce już wstaje. Weźmy wszystkich chłopaków i chodźmy gdzieś.
- Po pierwsze moja droga jest 1 styczeń. Po drugie chłopaki śpią. Po trzecie, czy ty sobie wyobrażasz jak wyjdzie nas taka banda.
- Masz trochę racji… - spojrzałam na jego stopy, które były delikatnie odkryte.
W jego ciele mi się wszystko podobało, a zwłaszcza palce u nóg. Przewróciłam się na niego i leżałam przykrywając go.
- Tak się zastanawiam czy masz ochotę na wspólną kąpiel.
- Chyba bardzo.
Sama się podniosłam i złapałam go za dłoń podnosząc. Przysunęłam swoje biodra do jego i delikatnie kołysząc zaprowadziłam do łazienki.
Po kąpieli od razu poszliśmy spać i nasza noc skończyła się dopiero przed 22. Nasze całkowicie rozstrojone organizmy nie chciały już spać, więc Pierre wyjął z mojej walizki następną sukienkę w kolorze białym.
- czy ty naprawdę nie możesz się uspokoić z tymi kieckami?
- Ale ty tak pięknie w nich wyglądasz. Jesteś po prostu śliczna.
Chodziliśmy długo po mieście, a Pierre kupił mi lilie, którą zaraz umocował w moich włosach stwierdzając, iż jestem piękniejsza od kwiatu. Długo chodziliśmy po plaży, trzymając się za ręce i rozmawiając. Potem kochaliśmy przy wschodzie słońca na plaży.
________________________________________
Cuz I'm broken... ---
________________________________________
Wychodziłam właśnie z łazienki, gdy room service przyszedł z śniadaniem.
- Zamówiłem coś przed wyjściem. – stwierdził odstawiając tacę z uśmiechem.
- Znowu cały dzień będę niewyspana. – zwróciłam się do Pierre’a. – Dziękujemy. – powiedziałam do wychodzącego chłopaka. – Co tam masz?
- Dla ciebie? – złapał mnie w talii i pocałował delikatnie w usta.
- Miłość do życia mi wystarczy.
- Ale zjesz tosty?
- Tak, bo akurat dziś jestem głodna.
Po śniadaniu, zebraliśmy chłopaków i poszliśmy na plaże zrobić ogólną rozróbę. Pierre był bardzo zbulwersowany iż mam tak skąpy strój. Jasne, jeśli krótki top i do tego spodenki są skąpe to już do końca życia nie założę bikini. Ogólny harmider był od pierwszej sekundy wyjścia, bo każdy chłopak miał takie same bokserki, a wzorowali się na moim facecie.
- Co wy żeście zrobili? – spojrzałam na nich wszystkich jak na durni.
- Każdy chce być jak Pierre, bo on jako jedyny może cieszyć się kobietą… - zaczął Danny.
- …więc stwierdziliśmy, że jak się ubierzemy tak samo… - wyrwał się Joel.
- …pomylisz nas i przytulisz się do któregoś z nas. – i skończył Jeff.
- Wariaci. – stwierdziłam przekręcając oczyma.
- Źle się ubraliście… bo jeśli któryś się do niej przytuli to mogę bić niewinnego. – uśmiechnął się zadziornie Pierre przysuwając mnie do swojego boku.
- Ale ile pięknych ciał mnie otacza.
- Idę sobie od ciebie. – stwierdził Pierre biorąc z sznurki od bokserek David’a i ciągnąc w stronę plaży.
Słyszeliśmy jeszcze krzyki, ze on by chciał zostać, ale Pierre mu nie pozwolił.
Męczyła mnie popularność chłopaków, bo ustawowo, co 5 minut przylatywała jakaś fanka i prosiła o autograf. Złapałam Pierre’a, Pete’a, Danny’ego i Billy’ego i poszliśmy się zabawić. W sensie granie w piłkę. Nie długo to trwało, bo usłyszałam krzyk Chuck’a.
- Piękna, telefon ci dzwoni!
- Odbierz i powiedz, że mnie nie ma!
Zdążyłam tylko podrzucić piłką do góry, gdy jego głos znowu się rozniósł po plaży.
- On kazał ci powiedzieć, ze jak nie ruszysz dupy to cię wyleje!
Więcej nie trzeba było, ruszyłam całym swoim pędem. Zdążyłam się wywrócić przed kocem, ale telefon zdołałam odebrać.
- Wracaj. – jedno krótkie słowo.
- Dlaczego Dan? – sapnęłam mu w słuchawkę.
- Seks uprawiałaś?
- Z czterema i jeszcze mam ich tu pod dostatkiem.
- Mam dla ciebie fuchę. – chyba stwierdził, że nie należy dalej drążyć tego tematu.
- Jestem na wakacjach.
- To nie chcesz wyjechać do Niemiec, na prace w terenie?
- SŁUCHAM?!
- Nie krzycz. Zostałaś wyróżniona i jedziesz zrobić reportaż na temat młodych narkomanów w Berlinie.
- Jaja sobie robisz?
- Jutro musisz już być w domu, muszę dać ci materiały do przerobienia i takie tam różne.
- Ale ja jestem na Majorce.
- Jeśli chcesz ją Anette musisz być jutro bo Jesse się szczerzy.
- Kanalia.
- Ten kto się prędzej zjawi u mnie w biurze ten dostanie szanse na wylansowanie się. Godzina 12.
Ja nie będę? No ja?
- Pierre do cholery podwieziesz mnie, czy dalej będziesz tkwić w tej łazience?!
Byliśmy już w domu, a ja musiałam zaspać. Chłopaki byli źli, ze tak szybko im się wakacje skończyły, ale obiecałam im, ze przed trasą jeszcze mogą gdzieś jechać bez kobiet. Biegałam po domu zakładając jakąś część garderoby i popijając kawę.
- Dziewczyno nie spałem całą noc a ty jeszcze…
- Pierre kochanie. – złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie. – Jeśli Jesse dostanie ten wyjazd to cię zabiję, ale jak zdążysz mnie podwieźć to obiecuję ci niezapomnianą noc. – żeby przypieczętować ten układ wycisnęłam jeszcze na jego ustach pocałunek.
- Idź po kurtkę maleńka, mamy 20 minut. – uśmiechnął się znacząco.
- Mój misiek. – wytarmosiłam go za policzki i pobiegłam po kurtkę.
W samochodzie prawie płakałam, bo wszędzie były korki, z niewyspania czasami ziewałam, a i Pierre widać był potwornie zmęczony.
- Zależy mi na tym… - szepnęłam jakby to miało mnie tłumaczyć.
- Wiem kochanie. – ziewnął jeszcze raz.
- Przepraszam! – krzyknęłam zrozpaczona.
- Za co? – zapytał zdumiony.
- W ciągu 24 h dałam ci potworny wycisk fizyczny, bo mi się chce jechać do Berlina.
- Nie przesadzaj. Wszystko, żebyś była szczęśliwa.
- Bez ciebie? Nigdy.
- Przecież będziemy się spotykać.
- Ale to nie to samo… - założyłam rękę na rękę i po chwili musiałam znowu powstrzymać ziewnięcie.
- Jak wyjdziesz od Dan’a pójdziemy na obiad.
- Ale najpierw na kawę. – zaczęliśmy się śmiać.
- Wiesz Pierre dla ciebie to ja mogę i zrezygnować z tego wyjazdu…
- Nie będziesz musiała. Wysiadaj i biegnij.
Pocałowałam go jeszcze namiętnie i otworzyłam drzwi. Nie wiem jak on to zrobił, ale staliśmy pod budynkiem mojej pracy. Odwróciłam się i narysowałam mu serduszko w powietrzu, a potem pobiegłam.
Gdy byłam w windzie, biegłam po schodach, albo witałam się z kimkolwiek powtarzałam ciągle „Dziesiąte piętro. Będę pierwsza”.
Przed drzwiami do biura Dan’a przeżegnałam się i dopiero nacisnęłam klamkę. Weszłam i się rozejrzałam.
- Cześć Dan!
- Cześć Anette. – wychylił się za szafy i uśmiechnął.
Cisza, przeraźliwa cisza. Posiedział tam jeszcze chwilę i po chwili wstał z dużym plikiem kartek i książek na rękach.
- Masz to przerobić do końca miesiąca, 1 lutego wyjazd.
Myślałam, ze umrę ze szczęścia.
--- 22 czerwca
Siedziałam na łóżku z kubkiem ciepłej herbaty i machałam rękoma na wszystkie strony głośno mówiąc. Opowiadałam właśnie na wpół przytomnemu Pierre’owi to samo co jeszcze tak niedawno mówił mi Dan.
- I mam to wszystko przeczytać i w ogóle zrobić notatki i to będzie praca w terenie i będę musiała przebrać się za ćpuna, żeby zakumplować się z tymi dzieciakami i to będzie mój scenariusz i będę sławna i może będzie z tego książka lub reportaż… - spojrzałam na chłopaka, który miał zamknięte oczy.
Postawiłam kubek na podłodze tuż obok mojej strony łóżka i przysunęłam się bliżej Pierre’a. Pogłaskałam go po policzku i podsunęłam kołdrę mu kołdrę pod brodę.
- Kocham cię. – szepnęłam zbliżając swoją twarz do jego.
Nasze twarze dzieliły milimetry, czułam jego ciepły oddech na nosie. Przyglądałam się jego zamkniętym oczom, długim rzęsom, wiewiórkowatym policzkom, które były takie słodkie, gdy się uśmiechał, tym ustom…
- Kocham cię… - powiedziałam jeszcze raz i opadłam na swoje miejsce.
Schowałam się pod kołdrę i poczułam jak dotyka mojej dłonie.
- Wiem. – szepnął jeszcze ciszej niż ja.
Promienie słoneczne, które powoli zaczęły roztapiać śnieg mnie obudziły. W kalendarzu był już koniec stycznia. Pierre ciągle miał z Simple Plan próby przed trasą, a ja całe dnie zarywałam przy biurku. Widzieliśmy się bardzo rzadko jak na zapracowanych ludzi przystało. Czasami razem jedliśmy, wychodziliśmy, ale bardzo rzadko. Już prawie zapomniałam jak smakuje ciało Pierre’a, lecz gdy on brał sobie dzień wolny, ja olewałam wszystkie zajęcia zaplanowane na dzień i zostawałam z Pierre’em w łóżku. Dziś przyszedł dzień, w którym publicznie się pokażemy, raczej dzień, gdy mój młodszy braciszek bierze ślub. Potem jeszcze pięć dni z Pierre’em i ja wyjadę dzień przed nim. Będę chyba długo beczeć, ale przecież wszystko będzie dobrze. Chyba.
Pocałowałam delikatnie Pierre’a w policzek.
- To dziś. – stwierdziłam patrząc na przeciągającego się chłopaka.
- A co masz na myśli?
- Ślub.
- Nasz?! – krzyknął zrywając się z łóżka.
- Nie miśku, Mike’a.
- Boże… - klapnął znowu na łóżko. – Już myślałem…
- A co, nie w smak ci się żenić ze mną?
- Jeśli tak będzie mnie zaniedbywała jak przez ostatnie tygodnie to bardzo.
- Ty też wcale lepszy nie byłeś…
- Mogę to nadrobić…
Wisiał nade mną opierając się tylko na rękach, a ja objęłam jego szyje i przysunęłam gwałtownie do siebie.
- Usta… - pocałowałam go lekko. – Usta… - tym razem już mocniej. – Usta…
- Ja wolę język. – wpił się w moje usta łaskocząc delikatnie językiem podniebienie.
Chwilą rozkoszy w łóżku musieliśmy zapłacić brakiem czasu w przygotowaniu do wyjścia. Jak to my potrafimy, biegaliśmy po całym domu na wpół nadzy jedząc i pijąc. Czasami na siebie wpadaliśmy i obejmując się kurczowo całowaliśmy jak zwierzaki.
W sumie po wszystkim doszłam do wniosku, że jakbyśmy się tak nie „spieszyli” byłoby szybciej. Jeszcze tylko trzeba zapiąć suknie, założyć buty, poprawić Pierre’owi fryzurę, wyczyścić marynarkę…
- Pomóż mi! – skakałam przed Pierre’em wciskając na stopę but.
- W czym? – zapytał się poprawiając włosy.
- Zapnij mi kieckę. Trzymaj mnie, bo zaraz glebę zaliczę!
Złapał mnie i przerzucił przez ramię niosąc do sypialni. Posadził mnie na łóżku i kucnął przy mnie.
- Jak się w tym momencie nie uspokoisz to cię rzucę do łóżka i nigdzie nie pójdziemy.
- To ślub mojego brata.
- Ale ty jesteś niebezpieczna dla otoczenia.
- Ja?
- Tak.
- FOCH! – krzyknęłam mu w twarz i poszłam do łazienki poskakać przy lustrze w celu zapięcia suwaka.
Kobieta bezbronną jest i sama sobie nie radzi, a zwłaszcza z cholernym suwakiem od cholernej kiecki,
- PERRE!!! Błagam cię pomóż mi!
Przyszedł niby pogniewany, ale bez słowa zapiął i pocałował moją szyję. Jakbym tylko mogła zaciągnęłabym go do łóżka i…
- Musimy już iść. – szepnął jakby czytał w moich myślach.
- Nie możemy, teraz? Tak szybko i mocno? – zapytałam go ostatkiem sił odwracając się przodem do niego.
Spojrzałam w jego oczy, które aż świeciły się z pożądania.
- Na razie się nie skończy, więc lepiej poczekać.
- Ale ja nie dam rady…
- Musisz księżniczko.
Niech tylko do mnie powie, zrobię dla niego wszystko…
A milion people eyes... --- 24 czerwca
________________________________________
Opierał mnie o ścianę łazienki, lekko przyciskając nadgarstki i całując jakby nigdy przedtem tego nie robił. Lekka prowokacja z mojej strony i w domu mojej przyszłej bratowej prawie się rozbieramy, żeby za chwilę się kochać.
- Chce cię dotknąć… - jęknęłam, gdy na chwilę się oderwaliśmy od siebie. – Pierre puść moje ręce.
- Jak je puszcze, zaraz będziemy nadzy.
- Chce się z tobą kochać do cholery! – prawie krzyknęłam.
- Jak pojedziecie do domu, dobrze? – usłyszałam głos mojego brata i spłonęłam żywym ogniem. – Zaraz musimy jechać i czekamy tylko na was.
Pierre mnie przytulił i ukrywał śmiech w moich włosach, a ja czułam, że płonę. Jak ja teraz bratu w oczy spojrzę?! Zabije się.
- To wszystko przez ciebie! – stwierdziłam puszczając Pierre’a.
- Kochanie… ale to nie ja wydzieram się, ze potrzebuję seksu tu i teraz.
- Tylko, ze to ty…
- Dobra, dobra, bo może podsłuchuje. – położył palec na moich ustach i się uśmiechnął.
- Nie podsłuchuję! – usłyszałam krzyk Mike’a.
Złapałam mojego chłopaka za rękę i wyszliśmy z łazienki. Spojrzałam na brata, który się zdawkowo uśmiechał.
- Kocham cię debilu. – objęłam go jednym ramieniem i pocałowałam w policzek.
Wyrwał mnie z ramion Pierre’a i wziął mnie na ręce.
- Mike jesteśmy!
Spojrzałam gwałtownie na brata, a on się lekko uśmiechnął.
- Są? – zapytałam go niedowierzając.
- To ślub.
Postawił mnie na ziemi i spojrzała w oczy. Czułam niezrozumiany wzrok Pierre’a na sobie. Czułam ból.
- To twój ślub i nikt ci go nie popsuje.
Pierre musiał wyczuć, ze jest coś nie tak i objął mnie delikatnie w talii.
- Chodźcie, jedziemy już. – stwierdził ciągnąc mnie do nieuniknionego.
Gdy zeszłam już na dół od razu w oczy rzucił się mi mój najmłodszy braciszek, który się uśmiechał jak zawsze. Wyrwał swoja rękę mamie i podbiegł do mnie. Złapałam go w objęcia i nie patrząc na to jak bardzo urósł od naszego ostatniego spotkania przytuliłam go.
- Cześć żabolu. – pocałowałam go w policzek.
- Stary jak ty urosłeś! – krzyknął Mike i po chwili Evan wylądował u niego na rękach.
Spotkałam wzrok mamy i podeszłam do niej witając się, a potem przedstawiając Pierre’a.
- To mój chłopak Pierre. – znalazłam jego dłoń i splotłam z nim palce. – Gdzie tata?
- Będzie już w kościele. – odpowiedziała lekko uśmiechając się.
Jej uśmiech zawsze wprowadzał w moje serce stan ogólnej błogości.
- Pojedzie pani z nami do kościoła? – wyrwał się Pierre.
- Oczywiście. – uśmiechnęła się tym razem do Pierre’a.
W chwili, gdy nikt nie patrzył zbliżyłam się do niego i szepnęłam mu na ucho.
- Kocham cię miśku.
Po całej ceremonii ślubnej miała być krótka kolacja dla rodziny. Stałam w kościele i się rozglądałam za moim nieuniknionym. Evan uparł się, żeby stać tuż obok „dużego mężczyzny, który przyszedł z siostrą”, a Pierre udowodnił mi już raz, ze nie zbije dziecka, które się do niego zbliży, więc pozwoliłam małemu, a zanim się obejrzałam Evan był na jego rękach. Po rytualnym obdarowywaniu się obrączką, nastąpił krótkie milczenie i nasza ciężarna Emily odwróciła się razem z Mike’iem do wyjścia. Zabrzmiał marsz, i usłyszałam cichy szept tuż obok ucha.
- Mam nadzieję, że spotkamy się w takim samym składzie kiedyś, tylko z inną parą na kobiercu.
- Sugerujesz nas?
- Nikogo innego.
Wyszliśmy spokojnie z kościoła i młoda para została zasypana życzeniami.
Stałam przytulona do Pierre’a rozmawiając z moją kuzynką, gdy usłyszałam ten nad wyraz szorstki głos.
- Nie przywitasz się?
Spojrzałam w jego stronę i co pierwsze mi się na myśl narzuciło to ucieczka, lecz Pierre mnie szczelnie trzymał. Poczuł, ze moje mięśnie robią się coraz bardziej spięte i pozwolił się wtulić jeszcze bardziej.
- Cześć tato. – szepnęłam, a za chwilę powtórzyłam głośno. – Postarzałeś się…
Kuzynka się ulotniła a ja stałam twarz w twarz z podporą z tyłu.
- A ty… Studiujesz?
- Skończyłam już.
- Co robisz?
- Niedługo wyjeżdżam do Niemiec zrobić reportaż o nieletnich narkomanach. A tak to żyje.
- To dobrze.
„To dobrze”…
Z niezręcznej ciszy wyrwał mnie głos Pierre’a i zimno, które opanowało moją sylwetkę.
- Jestem Pierre. – wyciągnął dłoń do mojego ojca.
Spojrzał na niego najpierw z nieukrywaną pogardą a potem ukrył ja gdzieś szczelnie w sobie.
- Mój chłopak tato. – powiedziałam, jakby to miało coś pomóc.
Wyciągnął do Pierre’a dłoń i się przywitał nie wypowiadając już ani jednego słowa. Mama przyszła i stwierdziła, że jedziemy na kolację.
Stałam gdzieś na końcu sali z kieliszkiem szampana wpatrując się w jego ciemne oczy i wszystko tłumacząc.
- Głupio mi za niego.
- Przestań. Twoja mama jest bardzo miłą kobietą. – stwierdził z uśmiechem, lecz zgasiłam go szybko swoim zimnym głosem.
- A co powiesz o nim?
- Nie wyrobiłem sobie jeszcze o nim zdania.
- Zadbam o to, żebyś nie musiał.
Odstawił mój i jego kieliszek i przygarnął do siebie.
- Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie, kocham cię i nawet twój tata nie stanie nam na drodze.
- Obiecujesz?
- Tak księżniczko.
- Chcę już do domu. – szepnęłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pon 23:11, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
mało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP
Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Śro 22:47, 10 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
You are one of God's mistake... --- 27 czerwca
Stałam w kuchni pijąc poranną kawę i patrząc przez okno. Mój mózg działał na najwyższych obrotach mimo iż było piekielnie wcześnie. Dziś była impreza pożegnalna dla mnie i ogólnie dla chłopaków. Pat wynajął klub specjalnie na tą okazję i mieli się zjawić wszyscy członkowie zespołów plus parę ważniejszych osobistości.
- Bada pojebańców… - stwierdziłam.
Postawiłam kubek obok zlewu i wstawiłam wodę na następną kawę.
Na stole zaczął się ruszać mój telefon, więc podeszłam do niego i zobaczyłam, ze dzwoni Mel.
- Skąd wiedziałaś, że nie śpię? – zapytałam ją.
- Bo czuje, ze spać nie możesz, dlatego dzwonię.
- Nie wychodzi mi to. Jestem lekko podenerwowana tym wszystkim. Obiecałam Emily, ze będę przy porodzie.
- To miło z twojej strony.
- Tylko jestem ciekawa kto pierwszy padnie.
- Stawiam na Mike’a. – chwila ciszy. – Jak wytrzymasz bez Pierre’a?
- Przecież będziemy się spotykać.
- Ale nie na co dzień.
- W Walentynki, potem na jego urodziny, jak będzie miał koncert w Berlinie.
- Mnie Chuck się pyta czy nie chcę jechać z nim.
- Jak chcesz to jedź z nimi, w końcu jak się wkurzysz możesz ich olać i przyjechać do domu.
- No tak… ale jak pojadę z nimi to się spotkam z tobą, a jak nie to dopiero jak wrócisz.
- Ange zostaje z tego co wiem.
- Ale ja chcę ciebie.
Na ustach wyrósł mi uśmiech i w tym samym momencie zaczęła się gotować woda.
- Śmiejesz się ze mnie małpo. – stwierdziła obrażonym głosem.
- Po prostu jest mi miło.
Zalałam ¾ kubka wodą, nalałam resztę mleka i posłodziłam.
- Dziś się spotkamy Mel, więc pogadamy. Jutro możemy się spotkać, ale rano, bo będę musiała się spakować.
- Dobra to ja już kończę, bo pewnie chcesz iść do amorita.
- A ty obudzić Chuck’a.
- Skąd wiesz, ze śpi…? Cholera!
- Znam cię i wiem, ze na stówę śpi u ciebie.
- Jesteś niemożliwa Lethal.
- Ale jaka kochana. Pa.
Położyłam telefon na stoliku i znowu źle się poczułam wewnątrz. Coś się zbliżało. Tylko co?
Skierowałam swoje kroki na górę w celu wykąpania się dopóki Pierre jeszcze śpi. Wśliznęłam się do łazienki szczelnie zamykając za sobą drzwi. Odkręciłam gorącą wodę i nalałam olejku lawendowego. Weszłam naga do wody i po prostu zamknęłam oczy.
- Co się dzieje?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Pierre’a siedzącego na skraju wanny. Spojrzałam na niego pytająco.
- Weszłaś do wanny półtorej godziny temu. Słyszałem.
- Nie wyszło mi bycie cicho.
- Kochanie…
- Cicho Pierre. Cicho…
Wstałam z wanny i się obwiązałam ręcznikiem. Czułam wzrok Pierre’a na sobie i słyszałam jego kroki. Był tuż za mną, jak cień. Znienacka się odwróciłam i stanęłam z nim twarz w twarz.
- Coś się dziś stanie…
nach, nach, nach --- 28 czerwca
________________________________________
Stałam przed Pierre’em kurczowo w niego wtulona. Tyle zupełnie mi obcych osób a oni przyszli mnie jedynie pożegnać, życzyć szczęścia chłopakom w trasie. Jedynie po to, żeby zrobić przyjemność Pierre’owi. Jedynie po to żeby się upić i pobawić.
Mówią, ale dla mnie to zupełnie obce słowa. Gram tak jak oni każą. Dlaczego pierwszy raz poczułam, że nie pasuje tutaj? Obok mnie, przechodzą, patrzą, mówią. „Piękna para”. Tak, bo się kochamy, bo jesteśmy ze sobą, żyjemy swoim oddechem. Z dnia na dzień, tak po prostu.
Dostałam kolejne piwo do ręki, i zaczęłam je sączyć przez rurkę. Wiem, ze już przesadzam z alkoholem, czuję to. Ale mi wystarczy dać do ręki i ja z tego użytek zrobię. Zanim się obejrzałam Mel złapała mnie za rękę. Zdążyłam oddać Pierre’owi piwo i pobiegłam za nią. Zupełnie jak kiedyś. Jak byłyśmy młodsze. Stałyśmy na środku parkietu i objęła mnie. Musiałyśmy głupio wyglądać przytulone do siebie. Ale to jest moja przyjaciółka, moja siostra. Te prawa już nas nie dotyczą. Ona jest moja duszą, Pierre jest moim sercem.
- Anette… będę za tobą potwornie tęsknić.
Usłyszałam jej głos, taki jak zawsze. Łagodny, wesoły i zawadiacki.
- Przecież wrócę za pół roku.
- Pół roku bez ciebie.
Znowu zaczęła mnie ciągnąć, tym razem do łazienki, złapała dwa kieliszki szampana i torowała nam drogę.
Oślepione zwykłym światłem usiadłyśmy na ziemi patrząc się na siebie.
- Pamiętasz jak u Chris’a na imprezie zaczęłam wymiotować? Dałaś mi później szampan na przepłukanie gardła.
- Bo byłam pijana. – stwierdziłam z uśmiechem.
- A ja przez tydzień nie mogłam pozbierać moje żołądka.
Uśmiechnęła się i podniosła swój kieliszek do góry wznosząc toast. Niemy toast a tak wymowny.
Siedziałyśmy jeszcze długo, zanim nie wspomniałyśmy połowę naszego wspólnego życia i nie wypiłyśmy całej zawartości butelki szampana, która pojawiła się tuż obok Mel.
Nie czułam już nóg, nie wiedziałam czy chodzę po ziemi, nie wiedziałam, z kim tańczę. Ten stan nazywa się pijaństwem. Widziałam już tylko znajome osoby, każdy się uśmiechał, był miły. W jednym momencie zauważyłam jego. Stał przy ścianie, opierał głowę jakby był pijany. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego i mocno wtuliłam.
- Jesteś pijana. – stwierdził.
- Nikt tu nie jest pijany. – szepnęłam mu do ucha.
Położyłam dłonie na jego piersi. Czułam jego szybki oddech pod palcami, a potem widziałam jego usta, które były tak niesamowite. Na samo wspomnienie tej nocy, gdy siedziałam z nim i rozmawiałam przeszły mnie dreszcze. Wtedy, gdy poczułam jego usta na szyi i gdy potem jak ostatnia ladacznica skosztowałam ich. Chciałam znowu je poczuć…
Znowu przylgnęłam do niego i stojąc na palcach szeptałam mu jak melodię tylko dwa słowa.
- Pragnę cię.
Dotykałam go, chciałam poznać jego ciało. Przecież to nic złego. Jego bliskością się upajałam, jego zapachem w tej chwili żyłam. Nie wiedziałam skąd jestem, wiedziałam, co tu robię. Złapałam jego dłoń i pociągnęłam do łazienki. Poczułam znowu na sobie to światło, znowu mnie oślepiło. Zanim doszłam do siebie minęła chwila, może dwie. Dotknęłam jego ust, przysuwając się do ściany i ciągnąc go za sobą. Dotknęłam jej zimnej, swoim rozgrzanym ciałem. Rozgrzanym jego obecnością. Położyłam dłonie na jego szyi i bez ostrzeżenia przyciągnęłam go do siebie jeszcze bardziej. Nasze usta się połączyły jakby w danej chwili były dla siebie przeznaczone. Dotykałam go coraz zachłanniej, chciałam mieć go całego tylko dla siebie. Nasze ruchy językami stawały się coraz bardziej namiętne, czułam jego dłonie pod bluzką…
Usłyszałam głos. Kto nam przerwał…?
Czułam na swoim ciele obolałe skutki kaca. Przeciągnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Pierre siedział na rogu łóżka. Schował twarz w dłonie i tak trwał. Obserwowałam go przez chwilę. Miał całe napięte ciało.
- Miśku… - szepnęłam.
- Masz kaca? – zapytał, nie patrząc nawet.
- Trochę mnie suszy.
- To zajebiście. Spadam.
- Gdzie idziesz?
Nie usłyszał, wyszedł. Założyłam jego koszulkę i pobiegłam za nim. Zobaczyłam go na dole, zakładał właśnie kurtkę. Stanęłam spoglądając się na niego.
- O co chodzi? – zapytałam.
- Widzę, że nie pamiętasz nic.
Spojrzał na mnie. Pierwszy raz tego dnia. Jego oczy były spuchnięte, puste i bez wyrazu.
- Jeszcze trochę a byś się pierdoliła z tym całym Pete’em!
Krzyczał. Jego głos się rozniósł po całym domu, po moim wnętrzu. Odbił się i uderzył, ale tylko we mnie. Po chwili zaczęło mi przelatywać przed oczyma co jedna scena, z moje wczorajszego życia nocnego. I łzy, które wypłynęły nawet nie ostrzegając.
- Pierre…
- Jadę do chłopaków.
________________________________________
Mam marzenia do nie spełnienia... --- 29 czerwca
________________________________________
Stałam przed zamkniętymi drzwiami i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. To nie możliwe, ja niechcący wpadłam do tej bajki. To wszystko jest jakąś pierdoloną pomyłką. Nic nie widząc złapałam za wazon i rzuciłam go przed siebie z całych sił. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i wszedł Pierre. Spojrzał na mnie z nieukrywaną złością.
- Jeśli ruszę się z tego domu to się zabije. Nie wiem, co jest gorsze. Przebywanie z tobą pod jednym dachem czy śmierć.
- Zamknij się! – krzyknęłam do niego opadając na kolana.
Oparłam cię rękoma, bo czułam, że zaraz upadnę. Kątem oka zobaczyłam ze obok mnie przeleciała jego kurtka. Jego obecność i złość była niemal namacalna.
- Myślisz, że mnie to nie boli?! – spojrzałam na niego.
- To ty cię całowałaś, nie ja do cholery!
- Myślisz, ze zrobiłam to specjalnie? Chciałam cię zdradzić?! Chciałam, żeby cię zabolało?
- Nie wiem.
- Nienawidzę cię!
Wstałam i prędko pobiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą szczelnie drzwi i położyłam się na ziemię. Waliłam dłonią o ziemię ciągle szlochając.
- Otwórz drzwi Anette. – usłyszałam jego zdenerwowany głos.
- Nie.
- Otwórz je do cholery!
- Myślisz, ze tą miłość udaję?! – rzuciłam się do drzwi i zaczęłam bić w nie do tego stopnia, ze już nic nie czułam. – Kocham cię ponad życie! Zrozum to wreszcie.
- Otwórz drzwi.
Jego głos się zmienił jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Chcę z tobą porozmawiać.
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i popchnęłam je. Spojrzałam w jego twarz.
- Dlaczego się z nim całowałaś?
- Bo poczułam, że musze. Wtedy, gdy się pokłóciliśmy, byłam u niego w pokoju…
- Uprawiałaś z nim seks? – zapytał z miną zabójcy.
- Nie. – spojrzałam na jego dłonie, były zaciśnięte do białości. – Zwierzyłam mu się ze wszystkiego, a on mnie pocałował w szyję.
- I musiałaś mu oddać ten dar z nawiązką?
- Wtedy też go pocałowałam.
- o jej!! – walnął z całej siły pięścią w drzwi, a ja się znowu rozpłakałam. – Dlaczego ciągle mnie oszukiwałaś?!
- Nie oszukiwałam cię! Przecież go tylko pocałowałam.
- Wczoraj padłaś mu w ramiona i na pewno byłaś gotowa na wszystko.
- Za dużo wypiłam. – zaczęłam się usprawiedliwiać.
- Alkohol rozniecił twoje pożądanie?
- Przestań.
- To mnie boli, rozumiesz? Mówisz, że mnie kochasz…
- Bo cię kocham Pierre.
Patrzyłam w jego oczy, brązowe, najpiękniejsze na tej ziemi. Przeze mnie nie są już tak piękne. Cierpi, to widać.
- Nie wierzysz mi? – zapytałam spuszczając wzrok.
- Wierzę. Musze to przemyśleć Anette. Jednak pojadę do chłopaków.
- Proszę cię, uważaj na siebie.
I don't wanna a murder... --- 6 lipca
________________________________________
Cały dzień błąkałam się po domu i tylko, co raz wyglądałam przez okno czy Pierre czasami nie przyjechał. Udawałam, ze wszystko jest dobrze, ale tak naprawdę umierałam z niepokoju. A jeśli wróci i każe mi się wynosić?
Kanapa w salonie to było moje jedyne dzisiejsze miejsce. Gapiłam się w telewizor jakby to on miał mnie poinformować co się dzieje z moim życiem. Zgubiłam się gdzieś w nim.
Za oknem padał chyba pierwszy zimowy deszcz. Śniegu już dawno nie było, tylko jedna wielka chlapa. Posępiło to mój smutek, bo bardzo łatwo o wypadek w taką pogodę… i ciągle chodziły mi te jego słowa po głowie. Zabolały jak każde wypowiedziane dzisiejszego dnia. Ale to ja go bardziej skrzywdziłam, to ja go zdradziłam. Petem tym samym momencie, gdy pierwsza łza pojawiła się na moim policzku ujrzałam światło za oknem. Wstałam i czekałam aż wejdzie do domu. Zacisnęłam powieki i czekałam na najgorsze. Lecz najgorsze miało dopiero nadejść.
- Anette, pomóż mi.
Odwróciłam się i zobaczyłam Billy’ego, a na jego ramieniu był powieszony Pierre. Po chwili ukazał się uśmiechnięty Chuck.
- Przyholowaliśmy go do domu. – stwierdził uśmiechnięty Chuck.
- Idź do samochodu, zaraz cię odwiozę.
Chuck wyszedł a ja dalej stałam wpatrzona w tą dwójkę.
- Pomożesz mi? – wyrwał mnie z ciszy głos Billy’ego.
Podeszłam i złapałam niemrawego Pierre’a za jedno ramię.
- Chodź na górę z nim.
Gdy udało się nam go posadzić na łóżku ściągnęłam mu kurtkę, a potem koszulkę. Położyłam go i szczelnie przykryłam. Stanęłam nad nim i wpatrywałam się w jego spokojną twarz.
- Pijany? – zapytałam stojącego za mną Billy’ego.
- Żeby tylko.
Spojrzałam na niego pytająco, a on schylił głowę, jakby się bał.
- Jak przyjechał od razu złapał piwo, nie chciał mówić co się działo, po prostu od razu zaczął pić. Potem zaczęło go coś boleć i zanim się obejrzeliśmy zjadł całą paczkę przeciwbólowych, a potem dostał do ręki od Seb’a wódkę. Kompletnie go wyłożyło.
- Jak mogliście dać mu te tabletki, a potem alkohol?!
- Sam wziął, jest dorosły, więc chyba wie, czym to się na ogół kończy. Idę już, jak będzie dalej nieprzytomny to zadzwoń po mnie, zawieziemy go do szpitala.
- Billy… - jęknęłam przysuwając się do niego.
Gdy zobaczył łzy w moich oczach przytulił mnie mocno.
- Tak bardzo go skrzywdziłam… Jak się nie obudzi…
- Przestań dziewczyno, gorzej niż moja mama.
- Bardzo go kocham…
Odsunęłam się od niego i spojrzałam w niebieskie oczy mojego przyjaciela.
- A Pete?
- Co Pete?
- Był też?
- Był, ale Pierre go nawet nie zauważył.
- Przecież oni się zabiją przez pół roku.
- Pierre Pete’a. – stwierdził patrząc na leżącego Pierre’a. - Będę na nich uważał.
Wytarłam łzy z policzków i się uśmiechnęłam.
- Dzięki ci. Jedź jak musisz.
- Jak będzie coś nie tak to dzwoń.
- Jedź.
Odprowadziłam Billy’ego pod same drzwi, a potem poszłam zaparzyć sobie jakąś herbatę. Ciągle dłonie mi się trzęsły, jeszcze chwilę, a bym upuściła kubek Pierre’a. Bałam się, że coś się stanie.
Ciągle w pokoju. Na łóżku. Tuż przy nim. Liczę jego oddechy i zastanawiam się czy każdy jest taki sam. Wpatruję się w jego zamknięte oczy. Widzę jak jego klatka piersiowa miarowo się podnosi. Widzę lekki ruch kciuka. Wycieram chusteczką następną łzę.
Na zegarku jest 3:30 ja wypijam 4 kawę. Siedzę dalej wpatrując się w jego twarz. Bez zawahania biorę telefon i znajduję numer Dan’a. Trzy sygnały. Cztery. Przecież jest noc. Ale jak ktokolwiek może spać spokojnie, gdy on śpi. Za spokojnie.
- Słucham?
- Dan… - szepnęłam cicho, bo nie lubię budzić ludzi.
- Jest…
- Wiem, która jest. Dan ja jutro, w sumie dziś…
- Zaraz. Powtórz. Powoli.
- Jutro nie pojadę do Berlina. Pierre jest chory, muszę z nim być.
- Nie miał się kiedy rozchorować?
- Pojadę za dwa dni, dobrze? Błagam cię…
- Dobra, ale nie budź mnie więcej.
Rozłączył się i najprawdopodobniej znowu poszedł spać. Jak ludzie mogą spać?!
Złapałam jego dłoń i kładąc się obok niego zasnęłam, snem tak niestabilnym jak oddech chorego na białaczkę dziecka.
Nie czułam już jego dłoni w swojej… pospiesznie wstałam i… nigdzie go nie było. Od razu na myśl mi przyszło, ze się wyprowadził, gdy tylko wstał. Potem, ze zawieźli go do szpitala, a mnie nawet nie obudzili… Potem… zobaczyłam go wychodzącego z łazienki.
- Umieram… - stwierdził opierając się głową o ścianę.
- Miśku. – szepnęłam do niego jakbym chciała zwrócić jego uwagę na siebie.
- Też cię potwornie kocham, tylko proszę cię maleńka. Zrób mi herbaty.
Pobiegłam jak na skrzydłach, bo czy miłość jej nie doprawia?
My Immortal --- 8 lipca
________________________________________
Weszłam powoli do pokoju trzymając z dłoniach kubek herbaty. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Pierre’a. Nie było go w sypialni. Podeszłam do stolika nocnego i postawiłam herbatę. Skierowałam swe kroki do łazienki. Stał przy umywalce myjąc zęby. Nic nie mówiąc oparłam się o framugę i czekałam. Sama nie wiem, na co.
Złapał mnie lekko za dłoń i pociągnął do łóżka. Usiadł po turecku i sam usadowił mnie przed sobą.
- To dla mnie? – zapytał patrząc się na kubek.
- Tak.
Dotknął go i pewnie stwierdzając, ze jest za gorąca zostawił na stoliku.
- Dziś powinnaś lecieć do Berlina. – rzucił patrząc się na moje dłonie.
- Poprosiłam Dan’a i mogę jechać jutro.
- Dlaczego?
- Dla ciebie. – jęknęłam jakbym była torturowana. – Będziemy lecieć z tego samego lotniska jutro.
- Razem. – dodał.
- Razem? – zapytałam spoglądając w jego oczy.
Znowu te same oczy, znowu uśmiechnięte, mimo potwornego bólu żołądka. Znowu tak samo piękne.
Tym razem sięgnął po kubek i upił łyk. Rozejrzał się po pokoju, a ja czułam jak chwilowa radość ze mnie ulatuje, jak powietrze z przebitego balonu. Odstawił kubek. Dotknął moich dłoni, a potem ciepło je objął.
- Spójrz na mnie.
Nie chciałam, bałam się, tego co powie. Bałam się jego słów.
Podniósł mój podbródek dłonią.
- I tak ma zostać. – stwierdził z uśmiechem.
Patrząc na jego usta wykrzywiające się w ten symptom radości, sama się uśmiechnęłam. Moje dłonie przysunął jeszcze bardziej do siebie.
- Nie mam zamiaru cię stracić. Nie mam zamiaru się mścić. Nie mam zamiaru się na ciebie fochować. Znaczy się, już nie. Byłem wściekły, musze to przyznać. Może jakbym z tobą nie gadał o tym, wtedy by się potoczyło to wszystko o wiele delikatniej, ale wiedziałam, ze to ty… Prawda. – dokończył jakby już nigdy nie chciał do tego wracać. – Kocham cię najsłodsza. – zakończył z uśmiechem.
- Ja ciebie mocniej. – stwierdziłam czując kujące łzy w oczach.
- Gówno prawda. – uśmiechnął się jeszcze bardziej. – Będę dziś umierać cały dzień.
Ucałował moje dłonie i szybko pobiegł do łazienki.
- Pierre! Może jakoś ci pomoc? – krzyknęłam za nim.
- Daj mi środki przeczyszczające! Szybciej pójdzie.
Po 10 minutach znowu się pojawił w drzwiach sypialni, niby uśmiechnięty, a na pewno cierpiący. Usiadł na brzegu lóżka, napił się herbaty, po czym położył się.
- Jezuuu….
- Moje biedactwo… - pogłaskałam go po policzku. – I pomyśleć, ze to moja…
- I jeszcze coś Anette. Zapomnij o tym. Nigdy nie było tego, co się zdarzyło. Rozumiesz? – powiedział to jakby nie chciał słyszeć żadnego sprzeciwu.
- Rozumiem.
- Pzytulisz mnie?
Usiadłam na nim okrakiem, a on nie czekając na zaproszenie przytulił się do moich piersi, wkładając dłonie pod bluzkę. Objęłam jego szyję ciesząc się jego oddechem i biciem serca. Nie wiem dlaczego, ale z moich oczu, znowu zaczęły lecieć łzy. Gdy rozbiły się o ramię Pierre’a, chłopak mnie odsunął od siebie delikatnie trzymając.
- Przestań płakać. – rozkazał mi słodkim głosem.
- Nie mogę… Przecież ja cię mogłam stracić…
- Nigdy się mnie nie pozbędziesz maleńka.
Teraz on mnie przytulił, głaszcząc po plecach i wywołując we mnie dreszcze.
Ten mężczyzna był warty wszystkiego. Życie mogłabym za niego oddać, bo jest skarbem. I co jest najpiękniejsze, jest moim skarbem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Czw 21:25, 11 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
dalej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Czw 22:02, 11 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
taak, dalej, dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Czw 22:50, 11 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
popieram, dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 0:45, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
ejjj nooo no bo naprawde nie ma co robic :/ poczytalabym cos sobie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 0:50, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
też nie mam co robić, to zaczęłam pisać swoje, cofam się w rozwoju już przez tą grypę, no ale zawsze mogę zrzucić wszystko na fakt, że mam gorączkę
Daga pamiętasz moje opowiadania na forumerze sprzed 3 lat?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdara
Administrator
Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nowy Targ Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:04, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
ej no pewnie ze pamietam xD
ej ja nie wiem czy ja czasem nie mam ich gdzie na plytkach... hmm
bo kiedys przeszukiwalam wszystkie stare plytki i tam jakies Twoje opowiadania bylo ale sie nie wglebialam w nie xD bo szukalam czegos konkretnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP
Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: dziewczyna
|
Wysłany: Pią 1:07, 12 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
żartujesz? :O
a mogłabyś tego poszukać i mi podesłać?
bo mam ochotę się z siebie pośmiać
i się zastanawiam, czy tego dzisiejszego mojego wymysłu nie wrzucić na forum.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|